sobota, 6 września 2014

Stolice roweru. Bixi skręca w prawo w Montrealu


Montreal uznawany jest za najbardziej przyjazne rowerzystom miasto w Kanadzie. Dzieje się tak między innymi dzięki Bixi, systemowi publicznego roweru, wprowadzonemu tu właśnie w 2007 roku. 


Stajenka Bixi i klucz pozwalający odblokować rower w dwie sekundy

Dziś montrealski Bixi (mimo kłopotów finansowych) ma najliczniejsze obok Nowego Jorku stadko rowerów publicznych w Ameryce; ponad 400 stacji i 5000 rowerów. Rowery Bixi są takie, jak gdzie indziej – ciężkie, wolne, nieco toporne. Pierwsze 45 minut jazdy jest za darmo, ale jeżeli zajedzie się do stajenki, w której nie ma wolnego miejsca, darmową jazdę można przedłużyć o kolejny kwadrans. Inaczej niż veturilo, rowery (też w NY, Toronto, Ottawie) nie mają linki do zapinania roweru poza stajenką. Roczny abonament kosztuje nieco ponad 80 dolarów, a rowery dostępne są od kwietnia do listopada. Klucz z chipem pozwala odblokować rower bezpośrednio ze stojaka. Jest też przycisk do zgłaszania awarii. Mimo że Królik nie lubi dzielić się rowerem z nikim innym, cały dzień spędzony na Bixi w Montrealu pokazał, że nawet bez znajomości lokalizacji stajenek, można się po centrum miasta swobodnie poruszać, są one bowiem wystarczająco gęsto rozmieszczone.


Dwukierunkowa wydzielona ścieżka wzdłuż De Maisonneuve Boulevard z pierwszeństwem przejazdu

Na szczęście miał też Królik inny rower, na którym pojeździć mógł bez patrzenia na zegarek. W Montrealu oprócz dwukierunkowych wydzielonych, ale raczej rekreacyjnych ścieżek rowerowych (np. wzdłuż kanału Lachine), wytyczonych jest kilka strategicznych dwukierunkowych ścieżek, np. przebiegająca przez środek zatłoczonego Downtown ścieżka wzdłuż De Maisonneuve Boulevard. Sporo jest też pasów rowerowych, które w szczególności na skrzyżowaniach zamieniają się w sharrows. Warto śledzić oznaczenia i poruszać się ulicami o wyznaczonych ścieżkach lub pasach, a ponieważ większa część Montrealu rozplanowana jest na ortogonalnej siatce ulic, to mamy niezłe pojęcie o tym, dokąd jedziemy.


Sharrows pokazują, jak należy skręcać w lewo. Kontrapas i sharrows na uliczce jednokierunkowej

Jeżeli już na coś rowerowo w Montrealu narzekać, to na stan nawierzchni wielu jezdni, na tłok i zachowanie kierowców, w szczególności przy skręcie w prawo. Daleko tym quebeckim ulicom do polskiej myśli inżynierskiej, która wyznacza jakieś absurdalnie ogromne promienie skrętu zwykłych miejskich ulic i odsuwa przejścia dla pieszych możliwie daleko od skrzyżowań. Ciasnota skrzyżowań w Montrealu powoduje jednak konflikt aut skręcających w prawo, jadących prosto rowerzystów i przechodzących przez jezdnię pieszych – nagle wszyscy oni chcą wepchnąć się na ten sam kawałek przestrzeni. Choć nie można tego porównać do polskich niebezpiecznych sytuacji przy skręcie w prawo (tu dzieje się wszystko przy prędkościach bliskich zeru), to właśnie przy takich okazjach był Królik świadkiem wielu nieprzyjemnych sytuacji. Poza tym jeździ się po Montrealu naprawdę bardzo przyjemnie.


Ścieżka rowerowa na moście Jacques Cartier i tymczasowe miejsca postojowe dla rowerów

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz