Parę dni temu minęło 100 dni lockdownu.
Generalnie Królik wciąż nurza się w jakiejś swojej mroczności. Wydaje się, że
ratuje rutyna. Trochę ratuje. A trochę może jest też tak, że dopóki ta rutyna
będzie trwać, dopóty się Królik nie wygrzebie. Na pewno monotonia i podkręcanie
kilometrażu nie robi dobrze Króliczemu ciału. Kolano jeszcze się trzyma, za to
achillesy już mają dość.
Liczby wyglądają tak. Bieganie: 91 razy
za w sumie 1039.7km. Średnie tempo dość obłędne, było sporo naprawdę szybkich
biegów. Rower: 4428km, dużo jeżdżenia pozamiejskiego, więc i niezła średnia
prędkość. Może i zepsute hamulce pomogły? Do tego Królik dokręcał coś na
trenażerze. No i pływanie od czterech tygodni na nielegalu w jeziorku, na razie
w dawkach homeopatycznych. I trzy wypady nad morze.
Zrobiło się gorąco. Zresztą cały
lockdown to upały, już w marcu bywało naprawdę gorąco. Teraz bywa nie do
wytrzymania. A z pływaniem tu wciąż bieda. Jeziorko otworzyło się tylko dla
mieszkańców gminy. W innych miejscach konieczne rezerwacje. Jak działać będą
baseny, nie bardzo wiadomo. Pływanie może uratować Królicze achillesy. I głowę.
Jak zwykle.