sobota, 19 maja 2018

Jeszcze trochę pracy

Za parę tygodni triathlonowe zawody, a Królik nie jeździ w ogóle na Szkocie. Z trenażera Szkot wyjęty, więc po prostu stoi zapomniany w rogu mieszkania. Królik stara się jednak więcej pływać i biegać. Albo pływobiegać. Trzy miesiące zostały do poważniejszych zawodów pływobiegowych i treningi trochę się pod takie okoliczności dopasowują. Po pierwsze drążkobiegi, po drugie pływobiegi. Z jednej strony więc trening brutalnej siły, z drugiej – techniki, sprzętu, wytrzymałości.
 
Treninig typu drążkobieg (faza biegowa jest oczywiście podbiegowa)

Trening typu pływobieg (wykres tętna oszukuje, że w wodzie się odpoczywa, po prostu pulsometr nie działa)


Dużo czasu w terenie Królik wreszcie spędza, wreszcie odbił się też od dna kilometraż transportu rowerowego, dużo pływania w jeziorku, po prostu spędzania czasu na zewnątrz.

No i tydzień służbowo na Podkarpaciu. Nie było jak naprawdę trenować, robota i dojazdy wystarczały, by po całym dniu Królik padał bez życia. Codziennie rano robił Królik jednak podjazd lub podbieg do żwirowni i tam 20 minut chlapał się, albo i całkiem przyzwoicie pływał. Na tyle tylko starczało czasu i siły.

Ylva na plaży

Żwirownia w Rzeszowie. Akurat na szybką poranną przepływkę
Kolejne wyjazdy, zawody, atrakcje się szykują. Fajny to czas, choć i w robocie dużo do zrobienia. Trochę inna faza roku niż zimowe tłuczenie kilometrów na basenie i godzin na trenażerze. Są już konkretniejsze plany i bardziej podporządkowane temu treningi. Trzeba jeszcze trochę popracować na te cudne momenty przepływania i przebiegania przez linię mety.

niedziela, 6 maja 2018

Pływowa majówka nad morzem

Osiem dni (wraz z podróżą) nad morzem. Obóz pływowy i dużo plaży. Pogoda udała się fantastycznie. Słońce, rześkie powietrze, woda w morzu o temperaturze może 8 stopni. 

Bieganie wzdłuż morza domaga się znajdowania punktów charakterystycznych na plaży

Pływacko było ciężko. Obłędny kilometraż, dużo płetw, delfina, ćwiczeń. Na zmęczeniu mierzone zadania 4x400, 5x200, 8x100, 8x50. W sumie wyszło prawie 35km i naprawdę cały dzień odpoczynku od pływania po powrocie Królik sobie wygospodarował. I morze. Włażenie do tej zimnej wody było cudowne; powietrze na tyle ciepłe, że to zupełnie coś innego niż morsowanie, choć momentami woda parzyła jak lód.

Królik płynie w morzu

Do tego trochę biegania, w butach po lesie i drodze, ale więcej boso po plaży. Spilingowana skóra na stopach, piasek we włosach, sól na twarzy. Cudnie.

Rano. Pusto i bezchmurnie

Rower Królik wyprowadził raz, dwa razy zmasakrowały go ćwiczenia na sali. I na tym zdecydowanie zbyt szybko wyczerpał się czas wyjazdu. Co z niego zostanie Królikowi poza zawsze przyjemnym poczuciem zmasakrowania się? Trochę nauki z kolejnej analizy nagrań najgorszych Króliczych stylów; płonnej nadziei i determinacji, żeby nie stracić wypracowanej formy i paląca potrzeba szybkiego kolejnego wyjazdu.

Rano. Pusto i chmurnie