sobota, 28 marca 2015

Eriksdalstriss. Bra slut på dålig vecka


Ten tydzień jakoś się Królikowi rozsypywał i gdyby nie dzisiejsze treningozajęcia, byłoby naprawdę słabo.

Tydzień miał być regeneracyjny. Dni wolne od treningu wybijają jednak Królika z rytmu. Do tego padał śnieg, Królik przyjeżdżał do pracy przemoknięty i zły, a najgorsze, że nogi były sztywne do tego stopnia, że zaczęły chodzić po nich jakieś bóle i skurcze. Królik już oczyma wyobraźni widział kontuzje, totalny zjazd psychiczny i w ogóle użas.

Bardzo miły dyplom ze zdjęciem uczestników

Ale wyczekiwał soboty, by w swoim ośrodku sportowym wziąć udział w kombinowanych zajęciach: pływania, spinningu i biegu. Zajęcia miały charakter zupełnie nierywalizacyjny, ale Królikowi uruchamia się wola walki, nawet jak ktoś go wyprzedza w drodze do pracy, więc traktował ten trening co najmniej jak zawody.

Na początek przewidziano raptem 500m pływania, co Królikowi wydało się niepoważne, by w ogóle na te parę minut wskakiwać do wody. Przyszedł więc wcześniej i wypływał spokojnie 1800m, a potem już trochę ścigając się z resztą zrobił kolejne 700m, by i tak wyjść jako jeden z pierwszych z basenu. To Królika nieźle nastawiło do kolejnych elementów.

Spinning jest mało spektakularny pod względem rywalizacji, więc Królik uważnie patrzył, by wylać z siebie więcej potu, niż osoby, które miał w zasięgu wzroku. To się nawet udawało, a co ważniejsze nogi wydawały się dość świeże. Wystarczająco świeże w każdym razie, by kilka minut później stawić się na starcie biegu.

Profil trasy biegowej

Z bieganiem u Królika od dłuższego czasu jest słabo. Trzech zawodników zaraz się oddaliło w takim tempie, że nie było co marzyć o choćby trzymaniu ich w zasięgu wzroku. Ale Królik leciał zaraz za nimi i choć tempo miał słabe, to czuł, że jest to maksimum jego obecnych możliwości. Łatwa trasa zaraz zamieniła się w paskudny podbieg na most i kolejne podbiegi już w terenie, które Królikowi mocno dały w kość. Tym niemniej udało się przebiec te 7.5km mniej więcej w zakładanym tempie i tym samym zakończyć te prawie 2.5 godzinne zajęcia w całkiem szczęśliwym nastroju, tym bardziej, że na mecie czekały dyplomy i banany; a zaraz za drzwiami ośrodka – prysznice i sauna. Krótko mówiąc: dobre zakończenie słabego tygodnia.

niedziela, 22 marca 2015

Tolv svåra träningsveckor


To wpis samochwalebny i ma na celu wyłącznie pochwalenie się ostatnimi króliczymi dokonaniami. Bo właśnie zakończył Królik w zaskakująco dobrym zdrowiu dwunasty tydzień nowego reżimu i sprawozdawczości treningowej.

Plan wymagający, acz elastyczny udaje się Królikowi dostosować do różnych wymagań pogodowych, tudzież zmieniających się z dnia na dzień obowiązków zawodowych. Zaletą planu jest też różnorodność dyscyplin, która chyba pomaga w unikaniu kontuzji, oraz łagodniejszy co czwarty tydzień.


W planie są grupowe zajęcia spinningowe, które są trochę substytutem prawdziwego jeżdżenia na rowerze. Jest oczywiście pływanie, no i biegi.

Za każdym razem przychodząc na zajęcia spinningowe Królik nie może się sobie nadziwić, że znów zdecydował się na tę katorgę z ogłuszającą muzyką i lejącym się potem. Obowiązkowość jest jednak jedną z niewielu (wątpliwych zresztą) zalet Królika, ma on więc nadzieję, że ten spinning to w ogóle będzie miał jakiekolwiek przełożenie na jeżdżenie na zewnątrz, które oby już bardzo niedługo się ziściło.



Pływanie basenowe niestety z racji zatłoczenia basenu jest głównie realizowane w postaci trzaskania kilometrów. Trzynaście i pół kilometra na trzech treningach w najlepszym tygodniu udało się Królikowi natrzaskać. Bieganie raczej wolne i niestety częściowo na bieżni mechanicznej. Ale i tak lepsze niż w końcówce zeszłego roku. I wreszcie dodatkowe ćwiczenia i poruszanie się na Pernilli po mieście, która już tysiąc trzysta kilometrów rozjeździła (jak na zimową aurę, to nie najgorzej).

A tych dwanaście tygodni to półmetek drogi do pierwszych zawodów, jakie Królik zaplanował na ten rok.

środa, 18 marca 2015

Är Stockholm en riktig cykelstad?


Królik nie raz już chwalił rowerową infrastrukturę w Sztokholmie. Wraz z gromadzonymi doświadczeniami i eksploracją kolejnych szlaków, dostrzega coraz więcej zalet, ale i wad istniejącej tu infrastruktury.

Zrobiło się też wiosennie, cieplej, jaśniej i ruch rowerowy zdaje się wzrastać z każdym dniem. Trafił też Królik na tutejsze blogi rowerowe. W głowie im się poprzewracało, pomyślał w pierwszej chwili Królik poprzez cały swój bagaż wschodnioeuropejskich doświadczeń, gdy zaczął czytać narzekania tutejszych cyklistów. Bo że studzienka na środku pasa rowerowego; bo że przeplata się pas rowerowy z autobusami, które muszą zajechać na przystanek; a bo nierówna nawierzchnia, na której zbiera się woda; a bo słabo wyznaczony objazd w przypadku robót drogowych; a bo słupek w skrajni drogi dla rowerów.

Wzburzenie miejscowych wzbudziła między innymi przebudowa jednego z mostów. Co prawda poszerzono tam w zeszłym roku drogę dla rowerów, ale gdy stopniał śnieg, okazało się, że spod betonu wychodzą stalowe igły zbrojenia. Most okazał się idealną pułapką na miękkie rowerowe dętki. Miasto się kaja i w zeszłym tygodniu kilkanaście osób (niestety nie tych, odpowiedzialnych za cały bałagan) na kolanach cały dzień wydłubywało elementy zbrojenia spod betonu.

Zbrojenie wychodzi z betonowej nawierzchni ścieżki

Krytykowany jest też projekt Nya Slussen, czyli przebudowa najważniejszego węzła komunikacyjnego w mieście. Zdaniem krytyków węzeł zbyt optymistycznie zaprojektowany jest jako przestrzeń publiczna, a nie jako węzeł komunikacyjny. A już dziś przejeżdża przez Slussen 26 000 rowerzystów dziennie, a ma być ich wkrótce 53 000. Wyodrębnienie dróg dla rowerów z chodników jest więc kluczowe, rower ma być przecież środkiem transportu, a nie tylko narzędziem rekreacji. Unikanie przeplatania pasów rowerowych i autobusowych to podstawowa zasada bezpieczeństwa przy tak wielkim ruchu rowerowym i autobusowym (dziś 60 000 pasażerów na dobę, w 2030 roku 100 000).

Od kilku tygodni przygląda się więc Królik coraz uważniej detalom tej infrastruktury. Niewątpliwie w przeważającej większości jest ona lepsza niż większość czegokolwiek, co kiedykolwiek zbudowano w Warszawie, a przede wszystkim umożliwia dostanie się rowerem praktycznie wszędzie. Są niewielkie odcinki ulic, na których nie ma w ogóle żadnej wyznaczonej drogi dla rowerów, częściej zdarzają się sytuacje, gdzie z powodu robót, rower musi zjechać na jezdnię. Ale jest kilka ale…

Źle ustawione stojaki rowerowe powodują, że zaparkowane rowery wystają na ścieżkę. Plus inne elementy uliczne w skrajni drogi dla rowerów

Pierwsze ale. Sztokholm jest bardzo usamochodowionym miastem. Udogodnienia dla samochodów, też z powodu trudnego położenia miasta, są widoczne na każdym kroku – wiadukty, tunele, mosty. Rowery są często przeprowadzane pod spodem, bokiem, objazdem. Wygodnym, ale jednak mniej bezpośrednim niż samochody, rowery pokonywać muszą dłuższą drogę i różnice wysokości.

Zapchane drogi tylko dla samochodów. Wciąż nieoczyszczone po zimie drogi dla rowerów. Swoją drogą użycie takiego żwirku jest znacznie przyjaźniejsze dla rowerów niż warszawskie sypanie piaskiem z solą

Drugie ale. Dobra infrastruktura sprawdza się, gdy testowana jest pod naporem wzmożonego ruchu. Gdy jedzie się samemu słaba widoczność przy wyjeździe z przejazdu pod ulicą nie jest wielkim problemem, ani zakręt o 90 stopni, który ścina się by nie wyhamowywać prawie do zera, ani wąskie ścieżki. To wszystkie drobnostki nie przeszkadzają, gdy ruch jest znikomy. Jednak gdy rowerzystów przybywa, faktycznie robi się nieprzyjemnie i miejscami niebezpiecznie. Na przykład, gdy nie ma jak wyprzedzać na drodze dla rowerów, szybsi rowerzyści zjeżdżają na jezdnię. Jeżeli celem jest promowanie ruchu rowerowego, to trzeba przewidzieć, że będzie on coraz większy i że coraz to inne osoby będą wybierać ten środek transportu – też osoby poruszające się wolniej i mniej sprawne.

Zakręt pod kątem prostym (jeden z kilku) na jednej z głównych dwukierunkowych tras przez stare miasto. Słaba widoczność i wjeżdżanie na przeciwległy pas powodują niebezpieczne sytuacje

Trzecie ale. Nie da się uniknąć kontaktu rowerzystów i kierowców samochodów. Królik na swoich trasach zbyt często z samochodami się nie krzyżuje. Ale wszędzie, gdzie do tego kontaktu dochodzi, jest niemiło i niebezpiecznie. Znów jak w Warszawie. Niestety nie ma Królik zbyt dobrego zdania o tutejszych kierowcach, chyba są tacy, jak wszędzie. Przeskakują przez jasnoczerwone światło, wjeżdżają na pas rowerowy skręcając w prawo, wyprzedzają nie zachowując bezpiecznej odległości. Jedyne co robią tu chyba naprawdę rzadko, to trąbią na rowerzystów i pieszych, czy straszą dodając gazu.

Rynsztok przecinający drogę dla rowerów. Widać też wyprowadzenie drogi na jezdnię w obrębie skrzyżowania

Przykłady holenderskie też pokazują, że najlepiej sprawdzają się wydzielone drogi dla rowerów wiodące zupełnie niezależnie od ulic samochodowych. W niewielkich miastach holenderskich jest to możliwe do przeprowadzenia – droga rowerowa przez park, wzdłuż rzeki czy kanału, przez osiedle z odseparowanym ruchem.

Słusznie wiele osób domaga się ostatnio w Warszawie pasów rowerowych, które uspokajałyby ruch na całej ulicy, zamiast „ścieżek”. Ale krzyżowanie się z ruchem samochodowym jest nieuniknione, choćby trudne do rozwiązania przeplatanie się z przystankami autobusowymi. Te warszawskie postulaty to zdaniem Królika raczej pokłosie tego, jak źle projektowane są odseparowane drogi dla rowerów w Warszawie i jak niebezpiecznie wykonane są ich skrzyżowania z ruchem samochodowym.

Widzi Królik na przykładzie Sztokholmu wyraźnie, że trzeba myśleć przyszłościowo i opłaca się projektować dobrą, bardzo dobrą infrastrukturę rowerową.