czwartek, 29 grudnia 2022

2022

2022 zakończony mega infekcją. Taką, co to do grobu raczej zbliża. Chyba w życiu nie było tak źle, żeby ciało się po prostu poddało całkowicie. Plany na najambitniejsze pływanie ever w przyszłym sezonie i marzenie o tym, by nie zejść wchodząc na dwumetrowej wysokości wydmę, dzieliło parę dni. Najpierw hardcorowe, ale takie normalne objawy: ból łba jakby robaki wwiercały się w kości wokół oczodołów, skroni i do samego środka mózgu; duszący kaszel, boleśnie odrywające się, słodkawe płaty flegmy, które szybko trzeba połknąć, żeby nimi nie rzygać. A potem to już duszenie się i słanianie.

 


Dobrze że wcześniej udało się wykonać plan i dopływać do 813km w tym roku (inne parametry leżą i tak). Ostatnie dni roku nad morzem. Uzdrowiskowe spacerki, wdychanie jodu i zbieranie bursztynów.

 

Sportowo rok nieciekawy. Zawody basenowe inaczej niż w zeszłym roku (DSQ), w tym roku DNS, choć na podstawie tych samych przepisów. Jeszcze będzie trzeba pracować. Dużo chodzenia. Trochę inaczej wygląda życie z pieskiem. Jeżdżenie wciąż w nowe miejsca i szlajanie się po wiślanych łachach, łąkach, lasach. Mniej roweru więc. Z bieganiem bieda. W ogóle bieda. A ambicje na 2023 to takie tylko, żeby nie było gorzej.