Królik już od dawna
nie je żadnych odzwierzęcych produktów. Nie podejmował tu jakiejś radykalnie
ideologicznie decyzji. Właściwie dopiero po latach przychodzi do Królika
refleksja na temat konsekwencji tych wyborów, a wraz z refleksją lektury.
Niejedzenie mięsa i nabiału ma dla Królika trzy wymiary. Po pierwsze jest to
kwestia etyczna. Po drugie problem środowiskowo-gospodarczy. Po trzecie
wreszcie jest wymiar zdrowotny.
O pierwszej kwestii
nie ma nawet co dyskutować. Niejedzenie mięsa przyczynia się do globalnego
zmniejszenia liczby cierpiących zwierząt hodowlanych.
Problemy
środowiskowo-gospodarcze są znacznie trudniejsze do rozstrzygnięcia. Chodzi tu
o to, na ile wybory żywieniowe przyczyniają się do niszczenia środowiska, zanieczyszczeń,
ale i do wyzysku i udręki pracujących przy ich produkcji ludzi. Kupowanie
bananów i avocado w Polsce może być znacznie bardziej kosztowne i
zanieczyszczające niż zjedzenie mazowieckiej krowy. Jedzenie sałaty podtrzymuje
istnienie zapotrzebowania na koszmarną pracę zbieraczy tej sałaty na
holenderskich polach. Wybory te nie są więc tak proste, jak wyeliminowanie z
diety pewnych produktów. Żeby je podejmować należałoby jednak znać cały proces
produkcji, przetwarzania i transportu każdego towaru, a następnie zastosować
jakiś algorytm minimalizujący krzywdy, których jest się sprawcą przy
konstruowaniu koszyka produktów. Nie jest to jednak zdaniem Królika kwestia
wyłącznie jedzenia. Takie wybory podejmuje się na każdym kroku konsumując inne
towary i usługi – ubrania, kosmetyki, rozrywkę, transport – i produkując
odpady.
Królik nie jest
radykałem, ale jednak dużo o tym myśli i stara się minimalizować szkodliwość
swojego istnienia. Królik jeździ na rowerze, czasem korzysta z komunikacji publicznej.
Niestety też dużo lata samolotami. Królik stara się nie produkować zbyt wielu
odpadów, a wszystko co ma do wyrzucenia segreguje. Oprócz plastików, szkła,
papieru, ubrania wrzuca do pojemników na ubrania. Działanie rynku używanej
odzieży może wydawać się dość tajemnicze, ale na przykład Pietra Rivoli
pokazuje, że jest to prawdziwie globalny i prawdziwie wolny rynek. Królik – być
może naiwnie – ale cieszy się, gdy tę samą butelkę plastikową używa
wielokrotnie, gdy do supermarketu przynosi ze sobą plastikowe torebki do
ważenia warzyw. Większość naczyń myje samą wodą, bez detergentu. Królik też
zawsze długo zastanawia się, zanim kupi coś nowego. I nie chodzi tylko o udrękę
robienia zakupów, ale właśnie o poczucie zbędności tych rzeczy – nowego ubrania,
butów, zeszytu.
No i kwestie
zdrowotne. Te są naprawdę trudne do rozstrzygnięcia. Pełno jest sprzecznych ze
sobą zaleceń i opinii. Co należy jeść, czego nie, co szkodzi, co jest
rakotwórcze, co pomaga. Diety białkowe, zrównoważone, paleo… Gdzieś się zdrowy
rozsądek w tym wszystkim gubi. Jako gatunek ludzie mogą jeść wszystko – są
pożeracze tłustego foczego mięsa, zjadacze ryżu i zbieracze owoców i orzechów.
Królik jest raczej potomkiem populacji wyrosłej na kaszy i ziemniakach i jest
przekonany, że jest w stanie przyswoić wystarczającą ilość białka z produktów
roślinnych.
No, to o książkach.
„Jeść przyzwoicie.
Autoeksperyment” Karen Duve, przekład: Karolina Kuszyk, Wydawnictwo Czarne
2013.
To książka z serii
eksperyment reporterski. Niemiecka dziennikarka podjęła się stosowania różnych
diet przez dwa miesiące – przez dwa miesiące kupowała tylko produkty
„organiczne”, przez dwa miesiące nie jadła mięsa, kolejne dwa była weganką,
wreszcie frutarianką. Książka jest lekko napisana, momentami zabawna, jest to
spójna, wartka narracja. Dobrze się czyta też dlatego, że Duve pisze o sobie, o
swoich zwierzętach (psie, mule, kurach), dużo o swoich słabościach, nie stara
się dawać prostych odpowiedzi, nie moralizuje. No i dotyka właśnie tych kwestii
środowiskowo-gospodarczych – jedzenia lokalnie produkowanej żywności, używania
skórzanej odzieży, czy puchowych poduszek. Poza tym pochyla się nad kwestią
cierpienia zwierząt. Chodzi tu między innymi o zabijanie i jedzenie upolowanej
przez siebie dziczyzny, czy zwierząt hodowlanych, które miały „dobre życie”, no
i cierpienia roślin. „Jeść przyzwoicie” pokazuje jak różne mogą być wybory
żywieniowe, które mają na celu zmniejszenie ogólnej puli światowego cierpienia,
i że nie jest to wybór zerojedynkowy pomiędzy jedzeniem i niejedzeniem mięsa.
„Zjadanie zwierząt”
Jonathan Safran Foer, przekład: Dominika Dymińska, Wydawnictwo Krytyki
Politycznej 2013.
Książka Foera,
stosunkowo młodego amerykańskiego pisarza, trochę pretenduje do miana książki
naukowej, podane są wszystkie źródła, z których korzysta autor. Tym niemniej
napisana jest mało naukowym językiem, jest pełna powtórzeń, zawieszonych w
próżni pytań, daje też irytujące porównania. Na przykład pisząc o przyłowie,
Foer przytacza dane, że na jeden kilogram złowionej ryby przypada 30kg
przyłowu, czyli innych stworzeń morskich, które się przy okazji zabija i
wyrzuca natychmiast za burtę. I tu ilustracja: „Wyobraź sobie porcję sushi. A
na nim kawałek mięsa każdego stworzenia, które zostało zabite, by można było
zaserwować tę jedną porcję. Talerz musiałby mieć półtora metra średnicy” (s. 56).
Takie zdania raczej obrażają wyobraźnię i inteligencję czytelnika. Foer
przywołuje też dane, które wydają się nieprawdopodobne i miło by było dać
wówczas jakieś słowo wyjaśnienia. Na przykład, że przeciętny Amerykanin w ciągu
całego swojego życia zjada 21 000 zwierząt (s. 137). Może gdyby jedli same
krewetki i ryby, byłoby to prawdopodobne, ale jedząc same kurczaki, człowiek
musiałby codziennie przez 60 lat zjadać kilogramowego kurczaka (o ile
przyjmiemy że kurczak waży raptem kilogram), żeby tyle ich zjeść. Polacy
zjadają około 70kg mięsa rocznie, głównie kurczaki i świnie, a więc raczej
kilkadziesiąt zwierząt rocznie, co daje parę tysięcy w ciągu całego życia. W
posłowiu podane są zresztą polskie dane 680 milionów zabitych zwierząt rocznie
(s. 309), co daje niecałe 18 zwierząt rocznie zjedzonych przez Polaka, które
zatem ważyło przeciętnie niecałe 4kg. Inne dane też wydają się podrasowane,
Foer podaje, że w czasie pandemii hiszpanki zmarło w jej wyniku 25% Amerykanów
(s. 141), oznaczałoby to, że w samych Stanach zmarło 25 milionów ludzi, podczas
gdy szacunki liczby ofiar na całym świecie wynoszą 50-100 milionów.
„Zjadanie zwierząt”
nie ma spójnej narracji, książka zawiera wspomnienia z dzieciństwa, rozmyślania
o synu, słowniczek, listy hodowców do autora, wszystko to dość chaotycznie
sklejone razem. Foer podaje na pewno więcej danych liczbowych i dotyka spraw, o
których Duve nie pisze, na przykład o połowie ryb, czy o wirusach grypy, które
przenoszą się z ptaków i świń na ludzi. Jednak książka zdaje się być szukaniem
argumentów na z góry podjętą decyzję o niejedzeniu mięsa. Choć to decyzja godna
pochwały, to jednak poszukiwania Duve, żeby „jeść przyzwoicie” są ciekawsze. Karen
Duve jest konsumentką, która chce dokonywać świadomych wyborów. Johnatan Foer
chce wiedzieć wszystko o produkcji zwierząt, ale pisze tak, jakby sam nigdy nie
robił zakupów, nigdy nie był w restauracji, na targu, czy w supermarkecie.
W końcu Królik
napisał więcej o książce, która mniej mu się podobała. Dla równowagi należy
dodać: „Jeść przyzwoicie” ma wyjątkowo brzydką okładkę. I to nie tylko dlatego,
że ilustracja przedstawia królika… na talerzu. Za to „Zjadanie zwierząt” ma
kilka potknięć w tłumaczeniu (ile razy można czytać o „dobrobycie zwierząt”?).