czwartek, 31 października 2013

Doniesienia z frontu treningowego – podsumowanie października


Choć bieganie rozlicza Królik raczej w systemie tygodniowym, koniec miesiąca jest dobrym pretekstem do podsumowań.

Październik był dla Królika bardzo obciążający jeżeli chodzi o pracę. Zaczął się też zakatarzeniem i przerwą w treningach biegowych. Ale Królik wrócił do realizacji planu i nawet wprowadził dodatkowe ćwiczenia ogólnorozwojowe. Udało się ponad 200km przekicać, niestety kosztem pływania (pogoda była przecież niesamowita), choć i pływania było więcej niż w ostatnich miesiącach. W niedalekiej perspektywie ma Królik zamiar zaatakować dotychczasowy rekord na 400m, ale w dłuższej perspektywie przygotowanie do długich, długich pływów, w zimnej, zimnej wodzie, więc głównie chodzi o objętość. Ale ponieważ Królik dwa razy w tygodniu pływa „klubowo” to jest i sporo ćwiczeń technicznych do wszystkich stylów.

W bieganiu wyszła niezła objętość, nawet treningi wieczorne jakoś się udawały. Gorzej z tempem. Krótkie interwały, te 400m, czy 800m Królik biegał z tempem, które sobie wymyślił, szybszym niż startowe na 10K. Za to tempówki jakoś nie wychodziły w tempie startowym na 10K. A chyba skoro 10km chce się tak przebiec, to powinno dać radę zrobić trening 3x 2000m, czy 2x 20minut takim tempem. A tu trochę porażka. Zobaczymy, jak będzie na listopadowym teście na zawodach.


I jeszcze wyjazd weekendowy w tę letnią pogodę tej jesieni się udał. 58km i 1500m przewyższeń wykicanych po górkach. Wspaniałe wrażenia wzrokowe, kinestetyczne i zmęczeniowe. Plus testowanie jedzenia bananów i orzeszków po drodze. I królicza satysfakcja, że czas na szlakowych drogowskazach można podzielić przez trzy. Chyba się bardziej Królik zmaltretował niż po niejednym maratonie, może aż za bardzo, bo były problemy ze schodzeniem po schodach. Tylko królicze buty trailowe się nie sprawdziły (ślizgały się na mokrych kamulcach i uciskały lewą stopę), ostatecznie biegał Królik w zwykłych szosowych.

Preferences
§
1
2
3
4
5
6
7
8
9
0
-
=
Backspace
Tab
q
w
e
r
t
y
u
i
o
p
[
]
Return
capslock
a
s
d
f
g
h
j
k
l
;
'
\
shift
`
z
x
c
v
b
n
m
,
.
/
shift
English
alt
alt
Preferences

czwartek, 3 października 2013

Pływgadżet od garmina


Królik znów się zakatarzył, ale przedsięwziął niezawodną pływokurację. Godzina moczenia na basenie, powinna wypłukać katar z nosa i wszelkie infekcje z uszu i zatok. Gorzej z bieganiem. Jeszcze miał we wrześniu Królik dwa wyjazdy i choć udało się wykicać 220km, to w realizacji ambitnych planów na razie Królik poległ. Jest za to okazja to opisania nowej króliczej zabawki. Wszyscy już ją znają, przetestowali, opisali. Ale na króliczą łapkę pływgarmin trafił dopiero niedawno.

Pierwsze zaskoczenia i rozczarowania

Miłe zaskoczenie. Pływgarmin jest lekki i choć większy niż mały zegarek, nie przeszkadza w pływaniu. Ale jest on zaprojektowany do noszenia na lewym ręku, a więc raczej dla osób praworęcznych. Na ile osobom leworęcznym przeszkadza to, że główny przycisk używany w trakcie treningu jest po stronie ramienia, a nie dłoni?
Miłe zaskoczenie. Brzęczyk i inwersja ekranu pozwalają mieć pewność, że włączyło się stoper. Tego brakowało Królikowi w zwykłym zegarku, który czasem brał na basen.
Rozczarowanie. Pomyłki w rozpoznawaniu stylu. Króliczy motylek został zakwalifikowany jako kraul, grzbiet niejednokrotnie jako żaba.
Gorsze rozczarowanie. Pływgarmin myli się czasem w liczeniu długości. Potrafi zarówno coś dodać, jak i nie doliczyć.
Rozczarowanie. Drill mode nie można zapauzować i rozdzielić na kilka ćwiczeń. Za każdym razem trzeba go wyłączać i ręcznie wpisywać dystans. Pływgarmin staje się wówczas bardziej kłopotliwym stoperem, tyle tylko że uwzględnia te ćwiczenia w ostatecznym podsumowaniu.
Rozczarowanie. Przy krótkich interwałach dużą różnicę w pomiarze czasu robi ręczne wciśnięcie przycisku, zmierzony czas jest więc dość wątpliwy.
Rozczarowanie. Nie można zaprogramować sobie treningu. Na przykład 8x200m z 30s przerwami, albo 12x100m w 2 minuty. Takie klasyczne pływackie treningi łatwiej robić ze ściennym sekundnikiem z kolorowymi wskazówkami.

Ile jest pływania w pływaniu?

Pływanie z pływgarminem daje możliwość odpowiedzi na intrygujące pytanie: ile jest pływania w pływaniu? Jak się biegnie przez godzinę, to na ogół się biegnie przez godzinę. Jeżeli jednak wskakuje się do basenu i wychodzi z niego po godzinie, to ile czasu się pływało? Oczywiście czasem pływało się 60 minut. Ale to raczej rzadko i inaczej niż w bieganiu, pływanie jednostajnym tempem przez godzinę nie jest dobrym treningiem.

Pierwsza królicza godzina w basenie z pływgarminem dała przepłyniętych 2500m, czyli taki średni króliczy dystans przy różnych ćwiczeniach, ale pływgarmin zanotował niewiele ponad 50 minut czystego pływania. Stanie przy ścianie stanowiło jakieś 16% całego czasu w wodzie. Kolejne pływanie, tym razem dłuższe, na dużym basenie i z dłuższymi interwałami dało 89% pływania w pływaniu. Kolejny podobny trening na 3400m dał 90% pływania w pływaniu.

Treningi

W ćwiczeniach 5 x 200m z pływgarminem Królik po raz pierwszy miał twarde dowody na to, że zaczyna za szybko, każdą kolejną dwusetkę płynął wolniej niż poprzednią. Dobrze widać też poprawę efektywności przy pływaniu w łapkach, jakieś 5 sekund na 100m na dużym basenie i ze trzy pociągnięcia (jedną ręką) na każdy basen mniej. Porównując ze sobą różne treningi widać też różnicę w efektywności pływania na małym i dużym basenie (avg efficiency).


Na typowym treningu pływackim, z różnymi krótkimi ćwiczeniami, w szczególności z kilkoma osobami na torze, dostaje się z pływgarmina taką kaszę informacji z możliwością sporych przekłamań (nie można dojść co się pływało, jeżeli pływgarmin myli się w rozpoznawaniu stylu), że trudno wyciągnąć z nich jakieś wnioski.

Przeniesienie danych do (darmowego) endo daje niekiedy zupełnie kuriozalne wykresy

Pływgarmina opłaca się więc włączać na długie wypływania, żeby monitorować tempo podczas całego dystansu. Takie sobie 3x1000m, 4x800m, 6x400m fajnie jest robić z pływgadżetem. Podczas klasycznych treningów pływackich, gdzie dużo jest ćwiczeń technicznych, dużo krótkich interwałów, przyspieszeń, gdzie trenuje się różne style, włączanie go jest chyba trochę zawracaniem głowy.


Pływgarmin to droga zabawka do zliczania basenów. Ale jeżeli nie ma się trenera stojącego na brzegu ze stoperem, naprawdę trudno monitorować swoje tempo przy dłuższych dystansach. Zliczanie liczby pociągnięć (choć też nie zawsze wiarygodne) daje możliwość monitorowania postępów efektywności i techniki pływania. Królik myśli więc, że pływgarmin nie jest zabawką dla pływaków. Jest zabawką raczej dla amatorów, w szczególności tych, którzy na basenie przygotowują się do triatlonu, czy innych długodystansowych pływów.

środa, 2 października 2013

Speculaas prosto od korporacji


O, nie! Znowu o jedzeniu?! 


Jakie słodycze może jeść wegański Królik? Wbrew pozorom wiele słodyczy nie jest do końca wegańskich, nawet cukierki, co wyglądają, jakby składały się jedynie z cukru i barwnika. Na przykład niemieckie cukierki nimm2 zawierają „skondensowane mleko odtłuszczone” i “produkt z serwatki”; żelki na ogół zawierają żelatynę. Od czekolady Królik jest uzależniony, więc nie je nawet gorzkiej.

Ale są ciastka, ciasteczka, herbatniki. Tylko że prawie wszystkie mają w składzie mleko w proszku (w Polsce zresztą praktycznie każdy produkt zawiera mleko w proszku), sproszkowane jaja albo masło. Są jednak ciastka wegańskie, pospolite i tanie. Chodzi o niderlandzkie speculaas lub szwedzkie pepparkakor. Ciasteczka korzenne, czy jak by je tam nazwać, kruche piernikowate herbatniki wypiekane tradycyjnie na Świętego Mikołaja i na Boże Narodzenie. To sama mąka, cukier, tłuszcz roślinny i przyprawy. Są diabelnie słodkie i niezdrowe w większych ilościach. Ale wegańskie. W Holandii i Belgii speculaas przyjmują różne formy od twardych małych ciasteczek „do kawy” (raczej tradycja belgijska), poprzez tradycyjne większe i z innych form wypiekane, aż po bloki miękkiego piernika (raczej tradycja holenderska). Generalnie speculaas mogą być zwykłe, albo z migdałami, ewentualnie oblane czekoladą, ale to już słabo wegańskie.


Królik lubi w szczególności te firmy Lotus. A że Królik lubi wiedzieć co je, kto i jak robi to, co Królik je, tym bardziej przywiązuje się do jednego rodzaju. Lotus zaczynał w latach 1930-tych w Belgii i panuje też na rynku niderlandzkim i francuskim. W 2008 roku przejął szwedzkiego producenta ciasteczek Anna’s. Szwedzkie ciasteczka mają inny kształt, tradycyjnie służą też do wróżenia. Małe ciasteczko w kształcie kwiatka kładzie się na dłoni, wypowiada się życzenie i puka palcem wskazującym drugiej ręki. Jeżeli ciasteczko przełamie się na trzy części, marzenie się spełni. Zważywszy, ile takich ciastek Królik już z wielką wprawą napukał na trzy części, powinien być całkowicie spełnionym Królikiem.

W Belgii Lotus sprzedaje też „pełnoziarniste” speculaas, równie niezdrowe, trochę mniej słodkie w smaku i twardsze, ale może to dlatego, że samo ciasteczko jest większe. Jest nawet speculoospasta do smarowania chleba i lody o tym smaku. W Szwecji pepparkakor są drobniejsze, bardziej kruche, mocniej doprawiane, czasem z dodatkiem migdałów lub o smaku kawy, czy pomarańczy. Wszystkie te ciastka można kupić w Polsce. Ciekawe są historie firm, które wykupują się wzajemnie, jednocześnie często zachowując lokalne nazwy, no i receptury. Bo smaki są bardzo zregionalizowane; są miejsca, gdzie preferowane są nieco słodsze smaki, twardsze ciastka, czy jaśniejsze kolory. Podstawowe speculaas Lotusa akurat wszędzie smakują tak samo, choć w Belgii to wciąż Speculoos, w Holandii nazywają się Koffie leuketjes, w Szwecji podchodzą po tradycyjną markę Anna’s (i są wypiekane z innej formy). W Polsce sprzedawane są w opakowaniu z angielskim Carmelised biscuit. W Stanach i Kanadzie przyjmują nazwę Biscoff i były rozdawane jako ciasteczko do kawy w samolotach. Niestety nie znalazł Królik informacji o rocznej liczbie sprzedanych opakowań, czy tonach sprzedanych ciastek, ale Lotus w 2012 roku miał 280 milionów euro obrotu i wypracował 25 milionów euro zysku. Sprzedaż musi iść w dziesiątki milionów opakowań. Trzy czwarte sprzedaje się w Belgii, Holandii i Francji, w tych krajach i w Szwecji firma zatrudnia 1200 osób. Od lat 80-tych Lotus jest na belgijskiej giełdzie.


Może raz na jakiś czas może Królik sobie coś takiego bardzo słodkiego zafundować, w dodatku prosto z wielkiej korporacji, choć nie aż tak wielkiej jak powiedzmy Kraft foods, czy Mars, Inc. Może więc Królik zjeść jakiś masowy produkt, do produkcji którego nie używa się podpuszczki cieląt, czy czegoś w tym rodzaju (przynajmniej póki co Królik nic o tym nie wie)

Ten tekst nie jest sponsorowany przez Lotusa, wręcz przeciwnie, Królik niemało pieniążków do skarbonki tej korporacji wrzucił w zamian za słodkie ciasteczka.