środa, 27 kwietnia 2016

Stolice roweru. Kraków


Po zeszłorocznych przygodach Pernilli, która pływała promem, jeździła pociągiem i zaliczyła aż trzy stolice skandynawskie (Sztokholm, Helsinki i Tallinn), a poza tym Królik porowerował po Uppsali, Lund i Malmö, przyszedł czas na bliższe wycieczki. I przyszła pora na Batavka, żeby sobie trochę po świecie pojeździł, bo do tej pory poruszał się w promieniu kilkudziesięciu kilometrów od Warszawy. Była to też okazja, by wypróbować zabranie roweru ze sobą do Pendolino* (się udało), a także naciągnąć pracodawcę na zapłacenie za to (się nie udało, choć bilet rowerowy niezależnie od rodzaju pociągu i długości trasy kosztuje dziewięć złotych i dziesięć groszy). Batav jest ciężki i duży, więc trochę się Królik martwił, jak się z tym sprzętem, sakwą i plecakiem właduje do środka, i jak Batav się do tej przegródki rowerowej zmieści. Wszystko przebiegło jednak bardzo sprawnie. Pozostaje jednak zawsze problematyczne wchodzenie i przebywanie na dworcach z rowerem. Królika (a raczej Batavka) ochrona wyrzuciła na deszcz z dworca w Krakowie.
* zgodnie z nieprzeniknioną logiką PKP, biletu na rower w pociągach szybkich nie da się kupić przez internet

Pierwsza międzymiastowa podróż

Niespodzianki ciągu pieszo-rowerowego

W Krakowie, jak i pewnie w większości polskich miast, wzdłuż większości ulic po prostu nie ma żadnej infrastruktury rowerowej. I podobnie – jak w wielu nie tylko polskich miastach – infrastruktura drogowa jest tym lepsza, im dalej od centrum. Szczególnie miło jechało się do i po Nowej Hucie (choć z typowymi dla polskich miast rozwiązaniami dedeerek przy chodniku, z jakąś dziwną geometrią i niebezpiecznymi przejazdami). Przy Rondzie Czyżyńskim, jak spod igły, są nawet drogi wyłącznie dla rowerów, z rozjazdami, światłami, a także znakiem zakazu ruchu pieszych.

C-16 + T-22
Inne krakowskie kurioza rowerowe
Na infrastrukturalne kurioza można jednak natknąć się na każdym kroku nawet podczas tak krótkiego pobytu. Chodnik zamieniony zgodnie z oznaczeniami na dedeerkę, ale ponieważ chodnika nie ma, to ta i tak zapełniona jest pieszymi. Albo chodnik (czyli oznaczony znakiem nakazu C-16 ciąg pieszy) uzupełniony tabliczką T-22 (nie dotyczy rowerów). Klasyczna logika tu zawodzi. Można co najwyżej się domyślać, że pomysłodawcom chodziło o to, że można wówczas jechać rowerem jezdnią, ale nie trzeba; a także – choć ogólne warunki do jechania chodnikiem nie są spełnione – można się nim poruszać. Powszechne są ciągi pieszo-rowerowe jako rozwiązanie najprostsze (wystarczy ustawić znak). A to że akurat są przerywane co chwila przejściem dla pieszych, albo schodami, ot takie urozmaicenie. Bagażniki rowerowe z tyłu autobusów, ciekawe jak często wykorzystywane; z intrygującym przypadkiem linii 134 do ZOO, na których tabliczka głosi, że można korzystać z nich tylko na przystankach końcowych. Użyteczność takich rozwiązań jest raczej niska, acz ich pomysłowość niezmiennie zdumiewa.


Piękna i mądra infrastruktura

Stare Miasto i Rondo Czyżyńskie - całkiem spoko

Jest oczywiście w Krakowie szlak wzdłuż Wisły, wokół Błoni. Po samym starym mieście też jeździ się znośnie, choć wybitnie spacerowo – po Plantach, uliczkach, na których nawet kontrapasy bywają. Znacznie większa niż gdzie indziej część rowerzystów jeździ w maskach lub innych chustkach na twarzach (choć to i w Warszawie coraz bardziej powszechne). Tak na pierwszy rzut oka był Królik zdziwiony, że w sumie jakoś niewielu rowerzystów w tym Krakowie. Pogoda świetna, ciepła, sucha. Weekend, dzień powszedni. Owszem, nad Wisłą mnóstwo rowerzystów każdego rodzaju, ale raczej sportowych i rekreacyjnych niż transportowych; sporo rowerów przy akademikach, stojakach na mieście. Ale doprawdy szału nie ma. A infrastruktura rowerowa takiemu przyjezdnemu Królikowi raczej tylko sporadycznie umilała poruszanie się po bywszej stolicy.