środa, 30 kwietnia 2014

Marzec. Kwiecień. Fru… i fruuu!


Fruuu! Jak fantastycznie się pływa pod gołym niebem. I fru… jak frustracja z powodu niebiegania.


Podobnie jak dwa miesiące temu, robi Królik łączne podsumowanie marca i kwietnia. Ogólnie jest słabo. Znów chciał Królik coś za szybko i znów teraz boli, ciągnie, szczypie. Pobiegał Królik przez te dwa miesiące raptem 260km i to tak naprawdę głównie w marcu. Dość powiedzieć, że ostatnio tygodniowe królicze przepływy wielokrotnie przewyższały przebiegi. Ot, w poprzednim tygodniu przepłynął Królik 12.6km, a przebiegł raptem 4.7km. Więc Królik rozwałkowuje, masuje, rozciąga, chłodzi, smaruje. I praktycznie nie biega. Fru…

Trening typu nuuuuda, żeby fru... wyleciało z głowy

Z tego niebiegania, ale i dłuższych dni (a i przy udziale różnych fru… w pracy) miał Królik więcej okazji do dwukółkowania. Po prostu wyjeżdżał przed siebie i po parę godzin włóczył się po jakichś lasach i wsiach. Wyszło sympatyczne 1702km przez ostatnie 61 dni. Niebiegowe fru… przełożyło się też na pływanie. Wypływał Królik całe 79.7km. To naprawdę dość obłędna objętość jak na Królika. Ale oprócz treningów grupowych, pływanie było mało urozmaicone. Na ogół przyjeżdżał Królik na basen mocno sfru…strowany i zniechęcony, i tyle mu starczało inwencji, żeby godzinny trening rozplanować na 8 x 400m. Liczenie basenów przy czymś takim jest tak nużące, że udawało się Królikowi większość tych fru…stracji utopić gdzieś po drodze i wyjść z basenu naprawdę w lepszym humorze.

Trening typu Fruuu!, żeby Fruuu! naleciało do głowy

No i najważniejsze, wysokie fruuu! Fruuu!, które Królik lubi najbardziej: pływanie pod chmurami. Udało się już parę razy i było cudownie lekko, cicho, chłodno. Było tak, jakby się fruuu! leciało przez chmury odbijające się na powierzchni wody. Obok wrzeszczało jakieś ptactwo, po wodzie ślizgały się różne insekty, co kąpało się pod wodą na szczęście nie było widać. Królik rozgarniał tę cudownie pustą i gładką taflę wody, płynął zupełnie bez wysiłku, przekręcał się na plecy i gapił się na chmury. Fruuu!

piątek, 25 kwietnia 2014

Mocniej, szybciej, hop!


Czy znajdzie się ktoś, kto jak Trenerka, przez tyle lat z równym zapałem i niezrównanym optymizmem podchodzić będzie do kolejnych pokoleń źle pływających, kłębiących się w basenie ciał? 


Królika i jego pływowych znajomych poraziła parę tygodni temu wiadomość, że nadchodzi koniec treningów pływowych z Trenerką. Trenerka odchodzi na zasłużony odpoczynek po ustanowieniu wielu, wielu rekordów, zdobyciu wielu, wielu medali i przepłynięciu całych oceanów. Królik uczestniczył w prowadzonej przez nią sekcji od siedmiu, czy ośmiu lat. I jakoś nie może sobie wyobrazić, jak to bez tych treningów będzie. Te dwa dni w tygodniu były święte i zarezerwowane na pływanie, wszyscy znajomi nauczyli się, że w te dwa wieczory nie należy do Królika dzwonić. Królik tak zżył się z tą pływalnią, z tym torem, z tymi ludźmi, że chwilowo jego wyobraźnia nie ogarnia pływania w innej grupie. 

Przesadą byłoby powiedzieć, że wszystko, co Królik umie zrobić w wodzie, zawdzięcza Trenerce. Bo pewnie więcej zawdzięcza pani Wandzie, na którą trafił przypadkowo w szczenięcych latach, i która wojskowym drylem opanowywała grupę dziewięciolatków i nawet nauczyła ich pływać żabką i kraulem. Pewnie więcej Królik zawdzięcza wewnątrzsterowanemu powrotowi do pływania w wieku dorosłym i upartym chodzeniu codziennie na basen, podglądaniu innych pływaków i powtarzaniu do znudzenia ich ruchów. Ale Trenerka nauczyła Królika pływać motylkiem, nauczyła setek ćwiczeń szybkościowych, koordynacyjnych, oddechowych, nauczyła przychodzić na zawody, nauczyła regularności i czerpania przyjemności z każdego pływackiego treningu. Nauczyła pływać wieczorem, gdy Królik wypluty po całym dniu pracy, pedałował po ciemku, przez śnieg i deszcz na basen, wzdrygając się na samą myśl o konieczności rozebrania się i wskoczenia do wody, i nagle znajdował przyjemność w pływaniu. Nauczyła Królika układać własny trening i na pustym basenie, w podwodnej niebieskiej ciszy sunąć spokojnie pod wodą, znajdować urozmaicenie w poruszaniu się na przestrzeni tych kilkudziesięciu metrów od ściany do ściany. Trenerka nauczyła Królika trenować z innymi, podczas dzikiego spienienia wody, w tłoku na torze, mijaniu się na odległość włosów na łydkach, rywalizowaniu na każdej długości. Nauczyła, że pływanie jest najlepsze na bolące stawy, na ból kręgosłupa, na ból głowy i katar.


Królik tak przyzwyczaił się do treningów Trenerki, że wie niemalże, jakie będzie następne ćwiczenie, ale za każdym razem znajduje do nich zapał, za każdym razem słucha z rozdziawioną buzią, choć słyszał wielokrotnie, wykładów o historii ewolucji stylów pływackich, o tym, jak należy pływać żabką, grzbietem, motylkiem, zmiennym. Trenerka wystawiała Królika w zawodach akademickich, nawet jeżeli mogło to przynieść zaledwie jakiś marny punkt, albo i żadnego. Z samą Trenerką rywalizował Królik w innych zawodach (i zawsze przegrywał o kilka długości).

Więc jak to będzie dalej? Czy przez tyle lat wdrukował sobie Królik do głowy te wszystkie komendy, zachęty, wskazówki Trenerki, że będzie widział ją i słyszał ją na każdym basenie? Czy Królik będzie umiał trenować z kimś innym? W innej grupie? Czy znajdzie się ktoś, kto jak Trenerka, przez tyle lat z równym zapałem i niezrównanym optymizmem podchodzić będzie do kolejnych pokoleń źle pływających, kłębiących się w basenie ciał? Ktoś, kto jak Trenerka, przekrzywiać będzie basenowy szum i instruować: spokojnie, na długich pociągnięciach, biodra wyżej, głowa szybciej do wody, nogi mocniej, łączyć kolana, mocniej, szybciej, szybciej, szybciej, hop, hop, hop! 

Królik miał wiele szczęścia, że znalazł takie miejsce, takich pływaków, taką Trenerkę. I będzie szukał dalej.

poniedziałek, 21 kwietnia 2014

Królicza bezglutenowa kanapka


Królik stara się nie jeść dużo pieczywa, choć lubi bardzo. A zboża są w końcu dla takich wegańskich stworzeń podstawowym paliwem. Dodatkowo, gdy nie ma jak ugotować ryżu, czy kaszy, chleb jest na ogół łatwo dostępny. Są jeszcze te wszechutyskiwania na gluten, którym Królik nieco ulega. Jakiś czas temu odkrył Królik zamiennik pieczywa, który strasznie mu się spodobał. Owszem, wafle ryżowe Królik zjadał okazjonalnie z zapałem, z jakim delektować się można suchym styropianem. Natomiast wafle kukurydziane smakują zdecydowanie bardziej jadalnie, są na ogół cieńsze, choć same w sobie mają dość kartonowato-popcornowy charakter.


Wafle kukurydziane mogą być z samej kukurydzy, albo z dodatkiem soli; ale są też (choć w Polsce Królik takich nie widział) bardzo smaczne z dodatkiem amarantusa, quinoa, ryżu i siemienia lnianego.

Tu niecierpliwy Królik nie doczekał nawet aż avocado dojrzeje
Królik okrasza sobie te kukurydziane krążki własnoręcznie ukręconym humusem (choć uczciwiej byłoby nazwać go pastą z cieciorki) albo guacamole (choć uczciwiej byłoby nazwać go rozciapanym avocado). Na to kładzie coś dla wzmocnienia smaku – rzodkiewkę, ogórek, pomidor, kiełki. I jest fantastyczna bezglutenowa kanapka.