wtorek, 31 grudnia 2013

Podsumowanie treningowe roku i pierwszej fazy planu do półmaratonu

Sezon biegowy roku kalendarzowemu nie równy, ale podsumowania zawsze miło się robi. Daje to motywację do dalszych treningów. Pokicał Królik w 2013 roku sporo, choć w lutym leczył złamane żebro, a na jesieni kilka razy był przeziębiony. Wyszło na to, że grudzień był najintensywniej przekicanym miesiącem roku z 264 kilometrami. Cóż, pogoda do biegania tej zimy na pewno (w przeciwieństwie do początku tego roku kalendarzowego) była lepsza niż w czerwcu, czy w lipcu, było sporo wolnych od pracy dni, a i zwiększył Królik nieco objętość przygotowując się do dłuższych dystansów. Sześć tygodni drugiej fazy Danielsowskiego planu pod półmaraton już za Królikiem. Treningi-kobyły dopiero się zaczynają (tempówki połączone z długim wybieganiem). Tempówki biega się Królikowi dobrze, gorzej z rytmami, chyba nie są wystarczająco szybkie. Ale najgorzej biega się Królikowi długie wybiegania i w ogóle te biegi w tempie „spokojnym”. To się po prostu zupełnie nie udaje, ta „spokojność” znaczy się. Wychodzi Królik „spokojnie” potruchtać, ale już drugi kilometr jest w tempie maratońskim, potem nieco szybciej, jeżeli to długie wybieganie; albo w ogóle wychodzi bieg z narastającą prędkością, jeżeli to krótszy dystans. Po prostu nie umie Królik trzymać swoich łapek na wodzy. Być może powinien Królik zweryfikować tempa, w których robi treningi. A może w ogóle Danielsowski nacisk na spokojne bieganie nie jest dla Królika optymalny.


Typowy "spokojny" bieg Królika. I inny: pięć pięciominutowych tempówek.


W to wszystko wplecione są treningi pływowe. Zaczął Królik odczuwać dni z treningiem pływowym jako dni regeneracyjne i odpoczynkowe od biegania. Naprawdę aż się po takim dniu chce Królikowi wyjść biegać (i to szybko biegać). Nie żeby na basenie Królik się oszczędzał. Wręcz przeciwnie. Robi Królik ostatnio na ogół 3500 – 4000m, w tym na przykład kilka czterysetek na rozgrzewkę, kilometr ćwiczeń techniki, kilkanaście setek lub kilka dwusetek w tempie. Fajny trening też sobie Królik wymyślił na kontrolowanie tempa: serie 400m, 200m, 100m i 50m (każdy odcinek w odpowiedniej prędkości, czyli coraz szybciej). I tak cztery serie, ale też każdy dystans w kolejnej serii szybciej niż z serii poprzedniej. Ciężki trening, ale czas zleciał bardzo szybko – a walka z nudą i powtarzalnością jest na basenie kluczem do udanego treningu. Królik nie ma pełnych statystyk dotyczących objętości rocznego pływania, ale pewnie wyszło około 300km. Trochę mało. Niestety ponad miesiąc pływania wypadł z powodu złamanego żebra, które przeszkadzało nawet bardziej w pływaniu, niż w bieganiu. Doprawdy żebro to chyba najgorsze, co można sobie złamać. Fajne są te tygodniowe przepływy, które wyświetla pływgarmin. Takie małe, a cieszy i motywuje. Choć groza ogarnia, gdy w poniedziałki licznik się zeruje!

Nie widać tego na wykresie, ale trening 4x(400m+200m+100m+50m) minął Królikowi bardzo szybko. 
Typowy trening: 6x200m, 1000m ćwiczeń, 12x100m.

Tygodniowe przepływy z trzech treningów na pływgarminie.


No i jeszcze dwukółkowanie było, takie zwykłe, do pracy, na treningi. W 2013 roku wyszło tego niecałe 6000 km. Jakoś niedużo. Do tego jeszcze pąpkowanie i brzószkowanie, jakieś dodatkowe ćwiczenia. Nie był więc chyba taki zły ten rok, w szczególności ostatnie miesiące były treningowo pracowite. Przeciętnego dnia 2013 roku wydwukółkował Królik 16km, wybiegał 5.8km, wypływał 820m, choć w drugiej połowie roku dziennie przebiegał średnio 6.9km i pływał 860m. Prawdziwe wyzwania czekają jednak w 2014. Już się nie może Królik doczekać.

piątek, 27 grudnia 2013

Marchewka, czyli osiem lat bez trupa


Choć decyzji o zaprzestaniu spożywania produktów zwierzęcych nie podejmował Królik akurat z końcem roku, czy wręcz 1 stycznia, bo do dat symbolicznych znaczenia nie przywiązuje, to zbliżający się koniec roku daje pretekst do podsumowań.

Jak wiadomo króliki mięsa nie jedzą. Królik całe lata już nie tknął żadnego biegającego, latającego, ani pływającego stworzenia, ani innego trupa. Od trzech lat nie je Królik też żadnych zwierzęcych wydzielin. Czyli zostaje marchewka. Marchewka na zimno, marchewka na ciepło. No i to w zasadzie takie urozmaicenie. Królik ma wielką inwencję kulinarną, ale niekoniecznie warunki i cierpliwość przekucia tych idei w posiłki. Króliczy posiłek składa się więc na ogół z jednego dania, jednej michy pełnej świeżych lub ugotowanych warzyw, michy pełnej owoców. Może być też kasza. Gryczana, jaglana, bulgur, quinoa, makaron ryżowy. Czasem sobie Królik pozwoli sobie na orzechy, czy pieczywo (choć w nim nie wiadomo, czy nie siedzi ukryty wróg w postaci serwatki, dodawany do wypieków).




Jest w tych wyborach oczywiście króliczy lans, uleganie modzie, ale też pewna historia. Bo królicze preferencje i nawyki żywieniowe zmieniały się dość drastycznie. Dzieciństwo nakarmione przez króliczych rodziców, było dodatkowo utrudnione zewnętrznymi okolicznościami. Jeśli chodzi o świeże warzywa, to szczytami osiągnięć placówek żywienia zbiorowego końca lat osiemdziesiątych były przecież: surówka z kapusty, tarta marchewka z jabłkiem, pomidor z cebulą i mizeria. Królik przeszedł w dzieciństwie szlak takich stołówek, a potem jeszcze szkołę harcerskiego jedzenia na obozach, gdzie kanapka z pasztetem podlaskim i keczupem, była szczytem marzeń i kulinarnego wyrafinowania. Ciekawe, że Królik w ogóle patrzył na świat dziecięcym poczuciem prostych opozycji w życiu. Są tacy co jeżdżą na wakacje nad morze, inni w góry. Jedni wolą zimę, inni lato. Ci co wolą kino, nie lubią czytać książek i odwrotnie. Są miłośnicy psów i miłośnicy kotów (inaczej niż wiele dzieci, nie uważał Królik kotów za samice psów). Te wykluczające się opozycje istniały też w jedzeniu. Co wolisz? Ser biały, czy żółty? Truskawki, czy czereśnie? Ogórki, czy pomidory? Wychodzenie z domu to odkrywanie nieznanych do tej pory połączeń smakowych, ogromne zdumienie Królik przeżył na przykład zobaczywszy, że do twarożku dodać można pomidory (a nie tylko rzodkiewkę i szczypiorek), a parówki zapiec w piekarniku z serem żółtym. Wiele lat samodzielnych decyzji żywieniowych Królika, już w czasach wszelkiej obfitości i wyboru, było jednak próbą zadośćuczynienia za bezsmakowe, stołówkowe dzieciństwo, za brak czekolady, lodów, coli, gumy do żucia.

Dzieciństwo i stołówki nie tylko wzbudziły ochotę na słodycze, ale skutecznie obrzydziły też Królikowi klasyczny obiad – zupa i drugie (ziemniaki, surówka, mięso). Przede wszystkim jednak obrzydziły mięso, które na ogół jawiło się pod postacią: kotletów mielonych z twardymi chrząstkami, cuchnącej wątróbki, czy potrawki z kurczaka z oślizgłą skórą. A Królik lubił dobre mięso: pierś z kurczaka na obiad, pieczony schab na kanapkę, czy tuńczyka z puszki do sałatki. Ale chyba początkowo przede wszystkim z lenistwa i braku umiejętności Królik nie przygotowywał mięsa, jadł tylko to, co mu podano w rodzinie, bo do restauracji do Królik nie chadzał i chadza.




A teraz nie tylko że zrezygnował Królik ze słodkich erzaców dzieciństwa, nie tylko zrezygnował z trupów i zwierzęcych wydzielin, ale też pogodził Królik w sobie różne opozycje. Lubi teraz zarówno truskawki, jak i czereśnie. I pomidory, i ogórki. I w ogóle wszelkie warzywa i owoce, o istnieniu których jeszcze kilka lat temu nie miał pojęcia i powoli próbuje nie tylko marchewki, ale zupełnie nowych smakowych połączeń. Ale to jest tu jeszcze Królik na bardzo niezaawansowanym poziomie.

sobota, 21 grudnia 2013

Surowe dane szaleją. Czyli czego nie można wyczytać z wykresów tempa?


Królik zrzuca dane zarejestrowane garminem podczas treningów do garmin connect i do endomondo. Patrzy sobie na te wykresiki i w myślach przebiega lub przepływa jeszcze raz tę trasę. Czasem jednak wykresy nie mają wiele wspólnego ze wspomnieniami z treningu lub zawodów. Co więcej wspomnienia pokazywane przez platformę garmina znakomicie różnią się od tego, co pokazuje endo, choć korzystają przecież z tych samych danych surowych (jeszcze nieco inaczej konstruowany jest wykres na mobilnej aplikacji garmina).

Najwyraźniej algorytmy opracowywania danych surowych w obydwu programach są inne. Widać to szczególnie dobrze na przykładzie pewnego pływu o długości jednej mili, który zrobił Królik na jeziorze (klik). Garmin mocno uśrednił tę prędkość, wykres z endo z kolei jest zupełnie bezużyteczny – nadgania jakby niedoszacowaną prędkość co około 100m. Królik zrzucił więc dane surowe z pliku gpx na wykres i sam wyrysował sobie średnią co 100m – trochę przypomina wykres z platformy garmina. Ale tylko trochę.


Prędkość na jedną milę na jeziorze według garmin connect

Prędkość na jedną milę na jeziorze według endomondo

Szalone dane surowe i średnia co 100m

Inne dane z kolei, z biegu z pięcioma szybkimi osiemsetkami, nie są w ogóle czytelne ani w garminie, ani w endo. Znów sobie Królik zrzucił gpx na wykres. Dane surowe szaleją totalnie, nawet po wygładzeniu (średnia co 100m) nie jest ten wykres zbyt czytelny. W zasadzie dopiero uśrednienie tempa na całym odcinku (co można wyczytać po prostu z międzyczasów) daje jakieś tam pojęcie o tym treningu: przyspieszenia utrzymane w tym samym tempie, ale odpoczynkowy trucht pomiędzy nimi coraz wolniejszy.
 
Tempo treningu 5x800m według garmin connect

Tempo treningu 5x800m według endomondo

Szalone dane surowe (szare), uśrednione co 100m (niebieskie), tempa poszczególnych odcinków (czerwone)


Dopiero niedawno zupdate’ował Królik firmware na swoim 310xt i może teraz wybierać pomiędzy 1s recording a smart recording. Musi Królik przetestować, czy jednosekundowe rejestrowane danych z satelitów ukróca nieco te szaleństwa, na pewno jednosekundowe rejestrowanie pomoże w obrabianiu tych surowych danych. Ale tak w ogóle to musi potestować Królik inne aplikacje do opracowywania danych gps-owych.

Preferences

poniedziałek, 2 grudnia 2013

Życiówki, chwilówki, miejscówki, harówki, biegówki…


Życiówki osiąga się w laboratoryjnie sterylnych warunkach. Musi być właściwa temperatura, pora dnia, płaska trasa, mało rekreacyjnych biegaczy blokujących trasę na pierwszych kilometrach. Musi być brak kataru i bólu uszu, brak przetrenowania, niedospania, przejedzenia, złego humoru, niewiary. I wtedy dopiero można walczyć.

Na początku listopada Królika rozłożyło jakieś paskudne pełzające zaziębienie i jeszcze coś jakby kamień w brzuchu, który przeszkadzał okrutnie w kicaniu. Podszedł więc Królik do listopadowych zawodów na 10K z niewielką dozą optymizmu. Jakaś tam chwilówka jednak padła. Bo jeżeli walczyło się do końca, jeżeli pobiegło się na sto procent, to wynik jest rekordem na tę chwilę i na możliwości tej chwili, na możliwości w stanie tego niedospania, choroby, pogody i zawalidrogów. Była to też miejscówka. Tym, co można było osiągnąć na tej konkretnej trasie. Więc choć z wyniku w kategoriach bezwzględnych Królik zadowolony nie jest, to z tej listopadowej chwilówko-miejscówki się cieszy. Na tę chwilę i w tym miejscu, wykicał, co był w stanie wykicać.

Uproszczony harmonogram tygodniowy...

...bo uwzględniając dwukółkowanie i inne ćwiczenia to już nic w tej tabeli nie widać.


Sytuacja jednak się unormowała. Wpadł Królik w rytm treningowy. Codziennie jest pływ lub kicanie plus kilka razy w tygodniu różne ćwiczenia (w tym pąpkowanie), a i codzienne rowerowanie do pracy i na treningi w obecnych okolicznościach przyrody przestaje być wyłącznie rekreacją. Jest Danielsowska rozpiska z myślą o wiosennym półmaratonie z uwzględnieniem tygodniowej przerwy na biegówki. Więc taką treningową harówkę będzie Królik uskuteczniał przez najbliższe miesiące. Żeby tylko śnieg spadł i można było wyjść dla odmiany na biegówki!