sobota, 31 sierpnia 2013

Wypracowanie z wakacji


Zgodnie ze szkolną tradycją, początek września to pisanie wypracowań o wakacjach. Jakieś podsumowanie lipca i sierpnia przydałoby się też Królikowi, choć dla niego akurat były to dwa miesiące najintensywniejszej chyba w ciągu roku pracy. Treningi są jednak zawsze na króliczym pierwszym miejscu. W te dwa miesiące Królik wykicał 425 kilometrów, co nie jest złym wynikiem zważywszy, że lipiec był upalny, a sierpień w górzystych okolicznościach przyrody. Gorzej z pływaniem, bo raptem 36 kilometrów Królik napływał. Ale wszystko w otwartej wodzie, głównie w morzu i jeziorach, parę razy był Królik w otwartym basenie z zimną wodą.

No i jeszcze zawody. Dwa biegi uliczne na 10K i dwa wodne wyścigi. O wynikach biegowych nie ma co wspominać. Oczywiście na swoje usprawiedliwienie Królik by zaraz powiedział, że jeden bieg był w upale, drugi z kolei w tłoku i po górkach, ale wyniki i tak były poniżej oczekiwań. Inna sprawa, że uczestniczenie w tych imprezach dało ciekawe pole do porównań. Jedna z nich kameralna, około sześćdziesięciu zawodników, prawie wszyscy z jednego klubu, bez indywidualnego pomiaru czasu, pakietów startowych, zamykania ulic. Po prostu towarzyski bieg parkowymi alejkami. Wszyscy uczestnicy (ci biegnący, ci obstawiający trasę, obsługujący zegar i nagłośnienie, fotografujący, rozdający wodę) zadowoleni, uśmiechnięci, radośni. Strasznie się to Królikowi podobało, jak zerowym prawie kosztem można taką fajną imprezę zorganizować. No i medal za trzecie miejsce się podobał Królikowi. A drugi bieg – masówka, wysokie wpisowe, rzędy przenośnych toalet, stoiska sponsorów, jednakowe koszulki techniczne, fajerwerki na starcie, konferansjerzy, start w grupach, kapele na trasie, chipy w sznurowadłach, łapanie międzyczasów, internetowe śledzenie wyników, medale na mecie. Też fajnie, ale jednak zmęczyła Królika impreza, na której dwadzieścia minut czeka się w tłoku na start, przez pierwszy kilometr przepycha się i jest się przepychanym, by zrobić sobie trochę miejsca na łokcie i nogi, gdzie za metą przechodzić trzeba czym prędzej dalej, a medal dostaje się do ręki.



Jeszcze imprezy pływackie też dwie się w te wakacje zdarzyły. Tu o tyle łatwiej, że wyników pływu na otwartych wodach nie sposób porównywać. Królik jest więc ze swoich zadowolony. Zarówno z tego na 1000m, jak i na 1600m. Ten ostatni rozgrywany był w trudnych warunkach – zimna woda, deszcz, mocny wiatr i spora fala, choć to, duże bo duże, ale tylko jezioro. Trochę Królikowi przed startem zrzedła mina, bo zobaczył, że większość uczestników jest w piankach. A tych paru, których przyuważył w samych slipkach, smarowało właśnie ramiona, plecy i uda jakimś tłuszczem. Królik natomiast, goły zupełnie, nie wiedzieć czemu pomyślał, że ci, co w piankach pływają, to na pewno są zawodowcy i Królik co najwyżej ich stopy będzie oglądał uciekające mu już na pierwszych stu metrach. Ale okazało się, że ubranie się piankę nie gwarantuje umiejętności szybkiego poruszania się w wodzie i Królik uplasował się w pierwszej połowie stawki.

Nie takie więc złe te wakacje. A teraz zabiera się Królik za porządne kicanie, żeby hańbę tych ostatnich czasów na 10K zabiegać jakimś przyzwoitym wynikiem. No i zaraz wraca do basenowych treningów.

wtorek, 27 sierpnia 2013

Dwukółki


Od kiedy w szczenięcym wieku Królika zaczęła rozpierać energia i nie dawał całej króliczej rodzinie żyć wieczorami, i od kiedy króliczy ojciec brał Królika na wyjeżdżenie się na rowerze, od kiedy mając osiem wiosen Królik zaczął sam jeździć na dwukółce do szkoły, od tego właśnie czasu, Królik zrósł się z rowerami przeróżnymi w prawdziwego długoucho- i dwukołowego- centaura. Królik nie uznaje innego sposobu transportu, nie posiada innych urządzeń transportowych poza rowerami. Miał tych rowerów Królik w swym życiu już sporo. Trzy rowery zajeździł Królik dosłownie na śmierć. W jednym pękła rama, w drugim i trzecim została tylko rama. Były to rowery tanie, ciężkie, byle jakie. Były to rowery na ogół z drugiej (a pewnie raczej ósmej i siedemnastej) ręki, rzęchy podejrzanego autoramentu. Były to rowery pseudogórskie, albo pseudotrekkingowe, ale na ogół zwykłe mieszczuchy.

Koliber, Lefty, Batavek...

Królik wyjeździł na pożyczonych lub kupionych na krótko w różnych dziwnych miejscach, gdzie przebywał, cały asfalt. Raz miał Królik (krótko) nowy, ładny rower górski. No i zakosili go Królikowi. Taką miał po tym traumę, że aż kolejnych kilkanaście lat wzdragał się przed kupnem nowego roweru, co ostatecznie nastąpiło ze dwa lata temu. Kolejny mieszczuch. Taki, żeby nie trzeba było się martwić o wypaczające się błotniki, spadający łańcuch, niesprawne przerzutki, niedziałające światełka, zgrzytające hamulce. Więc jest to rower odporny – dynamo, hamulce, przerzutki w piaście, łańcuch w obudowie. Rower ciężki i wolny. Ale Królik i jego zajeździ. Gdy po ostatniej zimie w serwisie ściągnięto obudowę z łańcucha, ten niemalże wysypał się rdzawą mgiełką.


...Szkodnik, Puszek, Tarraco...

No i teraz Królik dywaguje, żeby te swoje pięć, osiem tysięcy kilometrów przejeżdżanych rocznie do pracy, na treningi, na zajęcia, na imprezy, uzupełnić o prawdziwe jeżdżenie na rowerze. Żeby sprawić sobie taki rower górski, a może szosowy. I jeździć tak, żeby móc faktycznie się polansować. 

...Migi, Flamak, Szwindel... tylko niektóre królicze dwukółki z ostatnich paru lat.

czwartek, 15 sierpnia 2013

Uszy na jeziorze


Tu na północy lato już się kończy. Niby świeci słońce, ale wiatr smaga na ostro, wieczorem potrafi spaść naprawdę zimny deszcz. Woda w jeziorze się ochłodziła. Ale to wymarzone miejsce do pływania. I do biegania. Królik powinien pracować, po to tu przyjechał, ale wychodzi na to, że dwa razy dziennie jest nad jeziorem. Raz kica wokół jeziora. Niecałe 9km, ale przy takich podbiegach naprawdę starczy. Gps słabo wychwytuje różnice wysokości, za to pulsometr dobrze widzi wariactwa króliczego tętna. 




A za drugim razem nad jeziorem Królik pływa. Jezioro jest głębokie, a woda skandalicznie czysta. Ta głębina wręcz przeraża. Królik widzi swoje łapki jakby pod lupą, jak zagarniają przed nim wodę, a potem widzi czarnozieloną nicość rozwierającą się niepoznanym wymiarem pod króliczym ciałem, które wydaje się nagle takie malutkie i zupełnie nieprzystosowane do pływania. Ale jezioro Królik już oswoił, nie boi się wypływać na środek, uodparnia ciałko na działanie zimnej wody. Serce i łapki królicze przystosowują się do górek i skałek, które trzeba pokonywać podczas rundki dookoła. I nie ma szczęśliwszego Królika niż podczas tych podbiegów i tych pływów. Aż z radości Królik wypływał dziś na jeziorze swoje uszy.


piątek, 9 sierpnia 2013

Zwolnij, Króliku!


Od kiedy Królik robi bieganie typu 12x 200m, 8x 500m, 6x 1000m, 3x 3000m w różnych tempach progowych, drugich zakresach, tempach startowych i takie inne mądre treningi, nie umie biegać na zawodach. Zaczyna za szybko. Zaczyna za szybko, a potem nie daje rady tak kicać. Bo jakoś sobie wbudowuje Królik w nogi te szybkie tempa, a one nijak się nie nadają na zawody. I tak jak kiedyś Królik biegał wolno na treningach, to i na zawodach wolno biegał. Zaczynał wolno przynajmniej. I potem miał siłę się rozpędzać, biegał z pięknym negative splitem, osiągał wyniki, o których nie myślał, że jest w stanie osiągnąć i był niezmiernie z siebie zadowolony. I tak maraton miał pobiec w tempie 5.45 i w takim tempie zaczął, a potem okazało się, że i 5.30 można swobodnie biec, a nawet pod koniec dystansu, dawało radę przyspieszyć. Tymczasem ostatnio Królik zrobił najgorsze w dziejach czasy na 5K i 10K. Zaczyna mocno, tak jak na treningach. Biegnie się dobrze, nogi same niosą. Ale okazuje się, że to nie kilometrówka, ale całe pięć kilometrów i po połowie dystansu Królik już zdycha. A na 5km zrobić wynik gorszy o dwie (!) minuty gorszy od życiówki, to jest naprawdę skandal. 10K było co prawda rozegrane w warunkach ekstremalnych. Poprzedniego dnia Królik akurat jechał daleko do pracy, w sumie 90km, na rowerze rzecz jasna. Tylko że 12km z tego zrobił na pustej oponie, bo integralność dętki gdzieś się po drodze zawieruszyła. A skwar był nieprawdopodobny. W dzień zawodów jeszcze sobie popływał rano. No i tu nagle, mimo przyzwyczajenia do porannego biegania, trzeba było się o ósmej wieczór, w 35 stopniowym upale, stawić na zawody. Wynik niegodny wspominki, ze trzy minuty gorszy od życiówki, ale schemat znów ten sam. Po piątym kilometrze, Królik rytm oddychania stracił, zwolnił dramatycznie i dobiegł na rezerwach siły woli, której opary jeszcze gdzieś tam między króliczymi uszami się obijały. Teraz sobie Królik myśli, że zrezygnuje z tych wszystkich mądrych tempówek, interwałów, podbiegów i po prostu będzie biegał długo. I wolniej.

Królik ma teresy... majory, minory...

Doświadczenie uczy. Dziś Królik dowiedział się, że ma teresy. Większe i mniejsze


Jeszcze miasto nie ocknęło się z kaca po sobotnich imprezach, jeszcze przy krawężnikach zalegały tony butelek, kubeczków, papierków, opakowań, a już nad kanałem wioślarskim zebrali się miłośnicy pływania w brudnej wodzie. Zawody niby tylko dla członków klubów pływackich, ale Królik wkręci się zawsze tam, gdzie go nie zapraszają. Choć Królik w nieskończenie wielu zawodach pływackich brał udział, choć wypływał wodę z basenów krótkich i długich, a nawet tych na wolnym powietrzu, żadnego toru wioślarskiego jeszcze swoim pływaniem nie zaszczycił. Królik miał wielką ochotę zapisać się od razu na 4 kilometrowy dystans, bo Królik zawsze mierzy wysoko i od razu wszystko chce, ale dał innym wygrać na długich dystansach i wystartował na skromny kilometrzyk. Swoje w otwartych wodach Królik wypływał, i w morzach, i w wodach słodkich, więc tor wydał mu się wręcz basenowy, trasa prosta jak strzelił (i z powrotem), zero fali, woda ciepła. Tylko potem z uszu i zewsząd te zielone takie musiał Królik wydłubywać. Ostatecznie tylko pięciu pływakom pozwolił Królik zostać z tyłu. No i tak jak po zawodach na basenie, ta dziwna miękkość ramion ogarnęła Królika po wyjściu z wody, ale i coś jeszcze. Kłucie mięśni pleców, takich niedużych, pod pachami niemalże. To teresy. Majory i miniory. Mięśnie obłe większe i mniejsze. Królik uczy się całe życie. Że ma dwa teresy, a raczej w sumie cztery. I że będzie musiał nad nimi popracować.




Garmin był oczywiście między króliczymi uszami, oficjalny czas 19:11