Tu na północy lato już się kończy. Niby
świeci słońce, ale wiatr smaga na ostro, wieczorem potrafi spaść naprawdę zimny
deszcz. Woda w jeziorze się ochłodziła. Ale to wymarzone miejsce do pływania. I
do biegania. Królik powinien pracować, po to tu przyjechał, ale wychodzi na to,
że dwa razy dziennie jest nad jeziorem. Raz kica wokół jeziora. Niecałe 9km,
ale przy takich podbiegach naprawdę starczy. Gps słabo wychwytuje różnice wysokości, za to
pulsometr dobrze widzi wariactwa króliczego tętna.
A za drugim razem nad jeziorem Królik pływa. Jezioro jest głębokie, a woda
skandalicznie czysta. Ta głębina wręcz przeraża. Królik widzi swoje łapki jakby
pod lupą, jak zagarniają przed nim wodę, a potem widzi czarnozieloną nicość
rozwierającą się niepoznanym wymiarem pod króliczym ciałem, które wydaje się
nagle takie malutkie i zupełnie nieprzystosowane do pływania. Ale jezioro
Królik już oswoił, nie boi się wypływać na środek, uodparnia ciałko na
działanie zimnej wody. Serce i łapki królicze przystosowują się do górek i
skałek, które trzeba pokonywać podczas rundki dookoła. I nie ma szczęśliwszego Królika niż podczas tych podbiegów i tych
pływów. Aż z radości Królik wypływał dziś na jeziorze swoje uszy.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz