niedziela, 18 lutego 2018

Żadnego odpoczynku! Na miesiąc przed półmaratonem

Wyjazdy służbowe, ferie na nartach i tak w tym jakoś mało pływania było. Królik po kilku dniach bez wody, zaraz boi się regresu w pływaniu, jakby proces zapominania czucia wody był bardzo gwałtowny. Do pływackich zawodów jednakże jeszcze kilka miesięcy. Za to biegania przez te wyjazdy więcej i dobrze może, bo się półmaraton zbliża. Królik miał się przygotować solidnie, ale wychodzi jak zawsze. Stale wymówki jakieś. A to ślisko i nie ma jak przebieżek zrobić. A to zmęczony Królik po pływaniu i tempo progowe ledwo ledwo cieplejsze jest od truchtania. A to bieganie pięć dni pod rząd i od trzeciego dnia to już w ogóle tylko truchcik wychodzi. A to były podbiegi, więc na coś szybszego nie ma już mocy. A to miało być długie wybieganie, ale Królik skrócił, bo leje deszcz, a następnego ranka dwugodzinne ostre pływanie. 

Z rana nad Wisłokiem 
To tutaj skradziono Królikowi kolce do biegania

Słabo więc Królik widzi ten swój półmaratoński start, ale przynajmniej chyba (?) nie popełni idiotycznego błędu z zeszłego roku i nie wypali się po 3 kilometrach. No i nie zrobi też sobie trzech dni odpoczynku przed startem, co zgubne się okazało. Tyle już się Królik o sobie dowiedział, że nie może robić przerw w treningach, że go to fizycznie, a przede wszystkim psychicznie rozwala. Musi być choćby 5km truchciku, choćby 40 minut w wodzie, choćby pół godziny na trenażerze, choćby wycieczkowa przejazdka rowerem do lasu. Codziennie. I żadnego odpoczynku!
Wbieg na Lisią Górę i potem szybkie półtoraminutówki
Kolejny dzień biegania z rzędu. Starczyło siły tylko na krótkie przebieżki


czwartek, 8 lutego 2018

Nartoferie!

Wreszcie był śnieg. Dużo śniegu. I mróz. Królik pojeździł. Aż już miał dość tych nart i nudziło go to. Wszystkie znane trasy objechał, kilka też nieznanych. Wywalił się Królik pierwszego dnia, gdy jeszcze mokry po deszczu śnieg chwycił mrozek. Ogromna gula wyskoczyła na Króliczej łydce, a przez kolejne dni wychodził na całą nogę rozlany gigantyczny sinior. Poza niewielkim bólem i ohydnym efektem estetycznym, nie stanowiło to jednak problemu. W sumie wyszło tego nartowania raptem 186km w siedmiu wyjściach, ale Królik zadowolony. Chyba jednak będzie musiał zmienić narty, bo z tych swoich smørefri zeroskis płaskich jak deska już szybszego jeżdżenia nie wyciśnie.

Słońce, śnieg
Znów słońce i znów śnieg
Jeszcze więcej śniegu i słońca
Szlaki prowadzące przez jeziora
Kolejne jezioro
Raptem dwa razy zahaczał Królik o schroniska
Pierwszego dnia z powodu deszczu, a potem też dla odmiany, było bieganie po oblodzonych chodnikach, a potem ośnieżonych górkach. Takie długie niespieszne wycieczki biegowe bardzo się Królikowi przydały, bo na to nie ma warunków, czasu, ani cierpliwości w Warszawie, nie mówiąc już o różnicy wysokości, widokach i czystym powietrzu.

Mokro i deszczowo pierwszego dnia. Pogoda na bieganie
Takich pochmurnych dni było tylko parę

No i bardzo długa przerwa od pływania. Całe dziesięć dni. Ale może po ostatnich dwóch miesiącach, kiedy wychodziło 15km tygodniowo w wodzie, trochę się Królikowi należało. I jakoś chętniej wróci do rutyny.