czwartek, 14 stycznia 2016

Rowerowa zima w Warszawie


Wystarczająco paskudny i bez szaroburej pogody warszawski (polski) krajobraz jest teraz szczególnie niemiły dla rowerzystów. Póki co śniegu tyle, co kot napłakał. Ale i tak jest źle. Pani prezydent zapowiadała odśnieżanie dróg dla rowerów, przynajmniej na głównych trasach. Królicze oczy ani kawałka odśnieżonej dedeerki nie dojrzały, z wyjątkiem takich, które chyba z rozpędu wraz z chodnikami obrobili właściciele nieruchomości.
 
Wyjątkowej urody zimowy krajobraz warszawski z perspektywy roweru

A ze śniegiem jest tak, że po prostu trzeba go odgarnąć od razu. W przeciwnym wypadku robią się lodowe koleiny, albo wyboje nierówno ubite przez nogi pieszych, albo zwały przemielonego samochodowymi oponami błota pośniegowego. Do tego jeszcze to zupełnie idiotyczne sypanie solą i piachem. Ślizganiu się nie zapobiega, niszczy rower (buty i ubrania też); wszystko zamienia w brudną, paćkowatą breję.
 
Pięknie i praktycznie
Nie ma co Królik narzekać, bo do tej pory warunki były naprawdę znośne. Duży mróz przy tak suchej i słonecznej pogodzie, jaki zdarzył się w pierwszym tygodniu stycznia, był przyjaźniejszy przemieszczaniu się na rowerze niż oscylowanie temperatury wokół zera i opady. Miasto jednak zniechęca do jeżdżenia zimą. Po tygodniu jeżdżenia po słonych kałużach, łańcuch w króliczym rowerze jest do wyrzucenia, spodnie po każdej jeździe mają słone zacieki aż po kolana, a klatkę schodową trzeba sprzątać z kilku litrów wylewającego się z roweru tającego, czarnego syfu. Przy takiej pogodzie wyjątkowo też czuć smród wydobywający się z samochodów.
 
Jak wyżej
Wszystko to jest jednak o niebo lepsze od poruszania się komunikacją zbiorową i chodzenia pieszo. Królik uwielbia rano zajechać do pracy z przemarzniętymi/przemokłymi stopami, czerwonymi policzkami i plecami mokrymi od potu. I uśmiechać się w odpowiedzi na pełne podziwu (lub politowania) spojrzenia kolegów.