niedziela, 15 stycznia 2017

Nigdy dość szybko


Pierwsze zawody biegowe w tym roku. Przez chorobę nie wie Królik, na co go stać. Poprzedniego dnia w czasie rekreacyjnego pływania prawie się Królik utopił, tak mu brakowało tchu, mięśnie się trzęsły i w ogóle. Wariacko działa królicze ciało. Od choroby i od leków. Czasem rozrywa je euforia na granicy jakiegoś naspidowania, innym razem nie jest się w stanie Królik zwlec z łóżka. Różne układy króliczego organizmu wydają się wyłączać od tej choroby, inne nagle przyspieszają. Totalny obłęd.

Stanął Królik na starcie Biegu Chomiczówki po raz drugi, i tak jak kilka lat temu, miał być to sprawdzian tempa przed półmaratonem. Zważywszy wynik z październikowego półmaratonu w Gdańsku (tempo 5:22) i bardzo fajną pogodę, ale czując od rana jakąś trzęsawkę w całym ciele, optymistycznym wariantem było polecenie tych 15km w tempie 5:10.

 
Najpierw było oczywiście przepychanie się do przodu i może dzięki temu wszedł Królik w jakiejś takie całkiem miłe tempo. Może troszkę za szybkie, ale biegło się swobodnie i bez wysiłku pierwszą 5km pętlę. A potem drugą. Troszeczkę szybciej. I nagle wydreptanych miał już Królik 10km w jakieś 49:40 i w zasadzie jeszcze nie bardzo się zmęczył. Trzeba było wydłużyć krok. A przede wszystkim wyprzedzać. W ogóle stale Królik wyprzedzał, ale oczywiście na trzecim okrążeniu to wyprzedzał takich, co wiele wolniejsi od niego być do tej pory nie mogli. No i tak frunął Królik od jednego do następnego i łykał kolejne osoby. I przyspieszał stale i ostatnie dwa kilometry to były już bardzo szybkie, w zasadzie w trupa.

 
Nie, Królik nie jest zadowolony. Wiadomo, że nie jest. Nigdy nie jest. Ale tu też dlatego, że okazało się na mecie, że czas gorszy od poprzedniego o 1:03 (minutę i trzy sekundy), czyli że można było walczyć. Gdyby tylko Królik wiedział, na co go stać, na jakie tempo, na jaki wysiłek, gdyby wcześniej urwał po dwie sekundy na kilometrze, gdyby zaczął finisz nieco wcześniej… To że przybiegł z czasem o jakieś 7% szybszym od zakładanego, że miał siłę, że wszystko się ładnie ułożyło, że nic nie bolało… że osiągnął kosmiczne jak na niedawne treningi tempo (4:51), że frunął do mety na ostatnim kilometrze… nie, nie, nie, to Królika nie zadowala. Nigdy nie jest dość szybko.

poniedziałek, 2 stycznia 2017

Podsumowanie roku 2016


Dziesięć godzin na nartach, trzy i pół godziny na sali, ponad dziesięć godzin pływania i prawie 25km w basenie, jedna krótka przebieżka po lodzie. To efekt siedmiu dni obozu zimowego. Tak na zakończenie roku. Roku, który wyszedł przyzwoicie treningowo, mimo zawirowań (nie)zdrowotnych i wielu innych zaburzeń treningowej rutyny.

Długie cienie i inne komety. Na nartach podczas obozu zimowego

Pływ
Najwięcej było w 2016 pływania i to sporo więcej niż w poprzednich latach. Być może nawet dostrzega Królik niewielki postęp w technice (i to nie tylko kraula, ale też delfina i żaby – tylko grzbiet masakrycznie zaniedbuje Królik). Mniej jednak pływania w otwartej wodzie. W 2014 pływał Królik nałogowo w Jeziorku Czerniakowskim, gdzie woda jest jednak coraz paskudniejsza. W 2015 był w Sztokholmie, gdzie pływać można wszędzie. W tym roku takich okazji niestety prawie nie było.

Cały rok na jednym wykresie. Tygodniowe przepływy, przebiegi, przekrętki

Bieg
W drugiej połowie roku coś tam się z bieganiem odblokowało i Królik nieco więcej pohasał, wciąż to jednak nikczemne przebiegi i ogólna forma bardzo słaba, choć pewną wiarę przywrócił Królikowi start w półmaratonie w Gdańsku (klik).

Rowerowanie
Standardowo wyszło prawie 20km dziennie roweru transportowego. Natomiast Królik bardzo mało jeździł w tym sezonie na Szkocidle. Znów wrócił strach przed wpinaniem się w pedały i jeżdżeniem po niepewnym terenie. Jeździł Królik mało, wolno, z bardzo niską kadencją. Wcześnie więc rozstawił trenażer i zaczęło się kręcenie w domu. Na ogół na jakimś zmęczeniu i zniechęceniu. Często tylko po to, żeby się spocić. Bardziej konkretne treningi, które też sprawiają, że czas się tak okrutnie nie dłuży, robi Królik może raz w tygodniu.

W sumie więc objętościowo (bo wiadomo, że to Królika najbardziej interesuje – klik) nie wyszło jakoś źle. Ponad 10 godzin treningów tygodniowo, do tego jeszcze rower, narty, jakieś ćwiczenia, rozciągania.

Porównanie średniego czasu dziennie poświęcanego na treningi w latach 2013-2016

Wyjazdy i zawody
Było kilka fajnych wyjazdów – trzy obozy pływackie, dziwaczne wypady przy okazji wyjazdów służbowych. Na przykład raptem sześć tygodni dzieliło plażing i kąpanie się w Bałtyku (a raczej w Sundzie) od jeżdżenia na nartach w Marka. Pod koniec września w Kopenhadze woda miała może 14 stopni, ale powietrze ponad 20. Na początku listopada w Oslo padał śnieg, a powietrze miało jakieś -9 stopni. Zawodami jednak nie może się Królik pochwalić. Wystartował raptem trzy razy – na Jeziorku Czerniakowskim, na zawodach basenowych i w półmaratonie.

Na ten rok (2017)
Ogarnięcie spraw (nie)zdrowotnych będzie pewnie najważniejsze w tym roku. Ale bardzo chciałby Królik i potrenować, i wystartować w kilku imprezach, i jeszcze gdzieś miło pojeździć. Te plany jednak dopiero się tworzą, a i Królik przygotowany, że na weryfikację tych planów przez „tak zwane życie”.