niedziela, 24 lutego 2019

Rozpacz i nadzieja

Było za dobrze. Nie mogło tak dalej być. Przecież nigdy nie jest dobrze. A Królik uwierzył, że może tak być, a że i jeszcze lepiej może być. I może sobie znów uciec na weekend i biegać. I znów będzie super, zaskakująco dobrze, w ogóle medale, radość i te inne bzdety. Na basenie były zaskakująco dobre czasy (im dłuższy dystans, tym szybsze tempo), superwynik w Krościenku. Trzeba było odpuścić i się tym cieszyć. Ale Królik ucieka wciąż przed swoją głową, więc kolejny weekend chciał się Królik w tej dobrości pławić. I wszystko się zwaliło. Głupota wygrała. Noga przegrała. Królik ledwo doczołgał się do końca trasy.

Na basenie zero progresu, najnowsze wyniki z treningu 5x200m takie, jak półtora roku temu
W samotności Królik zadaje sobie takie nudne do wyrzygu treningi
Albo takie, jeszcze nudniejsze

I zjazd totalny. Załamka psychiczna i fizyczna. Rozpacz. Królik bardzo przeszarżował i nie może nadziwić się swojej głupocie. Cztery tygodnie mijają od tej szarży. W tym czasie głównie się Królik obżerał i rozpaczał. Przepłynął 100km, nadwerężył sobie plecy i ramię od pływania w łapach, próbował tysiąca sposobów na nogę: zimno, ciepło, skurcze, rozkurcze, rozciąganie, wałkowanie, prądy, igły, gwoździe, bańki, miód, masowanie, rozluźnianie, prądowanie, ściskanie, oblepianie, obkłuwanie, kompresowanie. Biegania było kilometrowo mniej niż pływania. Pojawiają się promyczki nadziei szybko gaszone jakimiś bólem, skurczem, napuchnięciem. Ciało się poddaje i wtedy głowa leci za nim.

Na granicy wiosny. Czyli jak się Królik wybierze zanurzyć w jeziorze, to akurat chwycił mróz
I jeszcze śniegiem posypał
A jak przygrzewa, to Królik akurat na wybieganiu, a noga odmawia posłuszeństwa
Piękne te nasze nadwiślańskie krajobrazy
Rozwalająca się jednostka pływająca na pierwszym planie przydaje rodzimemu krajobrazowi nutkę nostalgii