sobota, 22 kwietnia 2017

Podduszanie rekordu na 400m

Królik stara się ostatnio trochę więcej pływać (a raczej wrócić do pływania tyle, ile w zeszłym roku). Co więcej, pływać trochę szybciej. I robi więcej nielubianych krótkich odcinków, znacznie więcej też pływania stylem zmiennym. Z Węgier trener przywiózł pomysł na podduszanie i takie atrakcje pojawiają się praktycznie w każdym treningu. Królikowi w szczególności trudno robić ćwiczenia na zredukowanym tlenie, nigdy nie udawało mu się przepłynąć nawet 25m na bezdechu. Ale wydaje się, że oprócz rozluźnienia, skupienia na zmniejszeniu oporu wody, takie pływanie daje pewien efekt. Po kilku setkach na przyduszeniu aż się chce popłynąć nieco szybciej, gdy można normalnie zaczerpnąć oddechu. Na szczęście Królik ma na tyle słabą odporność psychiczną, że nie grozi mu chyba shallow water blackout.

Fragment treningu z kolegami 3x(5x100m) pierwsze cztery setki coraz bardziej podduszające i piąta szybko, dalej 3x200m w łapach z progresją... uff

A to wszystko jednak po to, by pływać szybciej na dłuższych odcinkach – na basenie na 400m, a na wodach otwartych na znacznie dłuższych.

W szczególności więc goni Królik ten nieszczęsny czas na 400m. Pierwszy oficjalny pomiar w pływaniu na 400m odbył się na zawodach w 2004 roku. To było bardzo, bardzo dawno. Królik robił fatalne nawroty, w ogóle pływał źle, no i w formie był raczej marnej. Wypływał wtedy czas w ogóle niegodny nawet krytyki. Potem były akademickie zawody, na których takich „długich” dystansów w ogóle nie było. Ale Królik zawsze jakoś czuł, że to jest jego koronny dystans. Poprawił wynik bardzo na zawodach na małym basenie w 2012 i 2014 roku.

Zawody na prawdziwym basenie popłynął Królik w 2015 roku z czasem 6:28. I to był pewnie szczyt możliwości na ten czas, choć takie pływanie bez rozgrzewki, bez poczucia wody, to jednak nie jest to, co Królik lubi najbardziej. W 2016 roku Królik mocno jednak pracował i czas około 6:20 kilkukrotnie osiągnął na treningach. A potem w lipcu nieoficjalnie trafił się czas 6:09 (z wątpliwego pomiaru jednak). A potem to już się w ogóle zaczęło – szpitale i takie tam. Królik poleciał na grudniowe zawody w 2016 tego samego dnia, co wyszedł ze szpitala. Drugiego dnia zawodów jeszcze przed czterysetką zrobił 100m żabą i 50m w sztafecie. W rezultacie czuł się jak z krzyża zdjęty i wywalił czas po prostu tragiczny 6:40. A tu w marcu 2017 roku znów nieoficjalnie trafił się na treningu czas kosmiczny: 6:11.

Poprawianie rekordu świata kobiet na 400m i królicze desperackie próby gonienia

Wymarzone złamanie sześciu minut jest jeszcze bardzo, bardzo odległe. Ale z drugiej strony pociesza się Królik, że przez te 13 lat poprawił wynik o 21% i to z przeskoczeniem na duży basen. Żeby się jeszcze bardziej pocieszyć, może Królik powiedzieć, że pobił rekord kobiet z 1921 roku, albo zmniejszył dystans do obecnego rekordu świata kobiet o 42%. Trochę ten rekord ucieka, dla odmiany przez te 13 lat rekord mężczyzn w zasadzie stoi w miejscu, podczas gdy kobiety poprawiły czas o 7 sekund!

czwartek, 13 kwietnia 2017

Drugi letni weekend - Amsterdam

Było ponad 230km w trzy dni po najcudowniejszych rowerowych trasach tak ukochanego Amsterdamu i okolicy, było tylko troszkę pracy i jeden śmieszny bieg. Ot, taki drugi letni weekend.

Nowa nawierzchnia i oznakowanie drogi rowerowej na drodze serwisowej na wjeździe do Haarlem
W dalszej drodze do Bloemendal

Przede wszystkim Królik upajał się jeżdżeniem po rowerowej stolicy świata (tak, chyba jednak Amsterdam, a nie Kopenhaga). Jak to jest, że tam się da zrobić trasy szybkiego ruchu, trasy krajobrazowe, pasy do skrętu w lewo, do skrętu w prawo, drogi główne i podporządkowane, ronda, drogi jednokierunkowe, drogi pod prąd, drogi szerokie i wąskie, zjazdy, przejazdy, estakady, skrzyżowania, światła, kładki, drogowskazy, stojaki, parkingi biletowane, garaże podziemne, parkingi wielopoziomowe? Wszystko dla rowerów. I tak cudownie jeździ się po tym szybko, bardzo szybko, trzeba się orientować, bo chmara rowerzystów porwie dalej na wprost, w lewo, w prawo. Owszem, czasem wyłożone płytami drogi rowerowe są krzywe, czasem trzęsie na starych klinkierowych nawierzchniach, czasem asfalt jest popękany, czy podziurawiony. Owszem, irytowały Królika przyciski wyzwalające zielone światło dla rowerów, ale one naprawdę zmieniają cykl świateł i przyspieszają przejazd przez skrzyżowanie w przeciwieństwie do polskich (nielegalnych) wynalazków. Ale to wszystko jest nieważne. Mógłby Królik jeździć tak bez końca, w piątkowy poranek wraz z chmarą studentów na uniwersytet, a potem na zakupy, przedzierając się między pieszymi turystami i tramwajami w sobotnie popołudnie, pustymi uliczkami w niedzielny ranek; po prostu po mieście, po osiedlach, albo krajobrazowo wzdłuż Amstel, Ijmeer, czy nad morze. Jeździć bez końca.

Amstel w porannej pochmurności
Volendam - rowerzyści wszelkiej maści
Się Królik nie zna na ptakach, ale oprócz duchowato w upale pachnących żółtych kwiatków i niezliczonych owadów krążących w orgii rozrodu, za miastem roiło się od ptactwa. Na polderach masy wrzeszczących, ganiających się gęsi; w wodzie perkozy, łyski, kormorany, kaczki przeróżne; dookoła wodniki, rycyki, bażanty i inne przepiórki; na brzegu zastygłe w bezruchu gapiące się w punkt na wodzie czaple, wysiadujące jaja łabędzie; kołujące nad tym wszystkim drapieżne jakieś ptactwo. Fantastyczne.

Jak widać - wszędzie ptactwo

No i jeszcze do Rotterdamu sobie Królik pojechał poczuć atmosferę maratońską. Niestety na zapisanie się na bieg 10K było już za późno, no to nie było wyjścia, pobiegł Królik bieg dla dzieci. Bieg dla dzieci i innych okołomaratońskich niedobitków na ponad 1500 osób; takich, które nawet 10km nie przebiegną (albo jak Królik nie zdążą się zapisać), albo biegną następnego dnia maraton i to traktują jak taką tylko rozgrzeweczkę. No krótko mówiąc, nikt się nie spieszył. Zanim się Królik wydostał z tej drepcącej niemal w miejscu tłuszczy, zdążył się już mocno zniecierpliwić. Ale w końcu zrobiło się luźniej i można było przyspieszyć. Tak na maksa; tak, że po dwóch kilometrach płuca już były jakimś ogniem wypalającym klatę od środka. I jeszcze przyspieszyć, bo już ostatni kilometr, i jeszcze szybciej, bo ostatnia prosta, i finisz już, więc jeszcze dołożyć. Ostatecznie ani czas, ani tempo imponujące nie wyszły. Ale Królik na piętnastym miejscu i już chyba naprawdę tego dnia by nic lepszego nie wybiegał.

Erasmusbrug widziany z Katendrecht

Krótko mówiąc cudny (acz bez pływania, bo woda w morzu miała może z osiem stopni) drugi letni weekend tego roku.

Ijmeer - bardzo płytko i mułowato (to białe to muszelki, nie piasek) - pływać trudno

niedziela, 2 kwietnia 2017

Pierwszy letni weekend w liczbach

Dwadzieścia trzy stopnie – temperatura powietrza.
Jedenaście stopni – temperatura wody.
Pięć minut – chlapanie się w Jeziorku.


Sto dwa kilometry – primaaprilisowy wypad ze Szkocidłem.


Ponad dziesięć kilometrów – rocznicowokonstytucyjny trucht w miłym towarzystwie.
Osiemdziesiąt cztery kilometry – pozostałe kataniesia na rowerze.


Dwie pary – okien umytych.
Pięć godzin – pracy w warunkach plażowych.