poniedziałek, 2 grudnia 2013

Życiówki, chwilówki, miejscówki, harówki, biegówki…


Życiówki osiąga się w laboratoryjnie sterylnych warunkach. Musi być właściwa temperatura, pora dnia, płaska trasa, mało rekreacyjnych biegaczy blokujących trasę na pierwszych kilometrach. Musi być brak kataru i bólu uszu, brak przetrenowania, niedospania, przejedzenia, złego humoru, niewiary. I wtedy dopiero można walczyć.

Na początku listopada Królika rozłożyło jakieś paskudne pełzające zaziębienie i jeszcze coś jakby kamień w brzuchu, który przeszkadzał okrutnie w kicaniu. Podszedł więc Królik do listopadowych zawodów na 10K z niewielką dozą optymizmu. Jakaś tam chwilówka jednak padła. Bo jeżeli walczyło się do końca, jeżeli pobiegło się na sto procent, to wynik jest rekordem na tę chwilę i na możliwości tej chwili, na możliwości w stanie tego niedospania, choroby, pogody i zawalidrogów. Była to też miejscówka. Tym, co można było osiągnąć na tej konkretnej trasie. Więc choć z wyniku w kategoriach bezwzględnych Królik zadowolony nie jest, to z tej listopadowej chwilówko-miejscówki się cieszy. Na tę chwilę i w tym miejscu, wykicał, co był w stanie wykicać.

Uproszczony harmonogram tygodniowy...

...bo uwzględniając dwukółkowanie i inne ćwiczenia to już nic w tej tabeli nie widać.


Sytuacja jednak się unormowała. Wpadł Królik w rytm treningowy. Codziennie jest pływ lub kicanie plus kilka razy w tygodniu różne ćwiczenia (w tym pąpkowanie), a i codzienne rowerowanie do pracy i na treningi w obecnych okolicznościach przyrody przestaje być wyłącznie rekreacją. Jest Danielsowska rozpiska z myślą o wiosennym półmaratonie z uwzględnieniem tygodniowej przerwy na biegówki. Więc taką treningową harówkę będzie Królik uskuteczniał przez najbliższe miesiące. Żeby tylko śnieg spadł i można było wyjść dla odmiany na biegówki!


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz