Czy znajdzie się ktoś, kto jak Trenerka, przez tyle lat z równym zapałem i niezrównanym optymizmem podchodzić będzie do kolejnych pokoleń źle pływających, kłębiących się w basenie ciał?
Królika i jego pływowych znajomych poraziła
parę tygodni temu wiadomość, że nadchodzi koniec treningów pływowych z
Trenerką. Trenerka odchodzi na zasłużony odpoczynek po ustanowieniu wielu,
wielu rekordów, zdobyciu wielu, wielu medali i przepłynięciu całych oceanów. Królik
uczestniczył w prowadzonej przez nią sekcji od siedmiu, czy ośmiu lat. I jakoś
nie może sobie wyobrazić, jak to bez tych treningów będzie. Te dwa dni w
tygodniu były święte i zarezerwowane na pływanie, wszyscy znajomi nauczyli się,
że w te dwa wieczory nie należy do Królika dzwonić. Królik tak zżył się z tą
pływalnią, z tym torem, z tymi ludźmi, że chwilowo jego wyobraźnia nie ogarnia
pływania w innej grupie.
Przesadą byłoby powiedzieć, że wszystko, co Królik
umie zrobić w wodzie, zawdzięcza Trenerce. Bo pewnie więcej zawdzięcza pani
Wandzie, na którą trafił przypadkowo w szczenięcych latach, i która wojskowym
drylem opanowywała grupę dziewięciolatków i nawet nauczyła ich pływać żabką i
kraulem. Pewnie więcej Królik zawdzięcza wewnątrzsterowanemu powrotowi do
pływania w wieku dorosłym i upartym chodzeniu codziennie na basen, podglądaniu
innych pływaków i powtarzaniu do znudzenia ich ruchów. Ale Trenerka nauczyła
Królika pływać motylkiem, nauczyła setek ćwiczeń szybkościowych,
koordynacyjnych, oddechowych, nauczyła przychodzić na zawody, nauczyła
regularności i czerpania przyjemności z każdego pływackiego treningu. Nauczyła
pływać wieczorem, gdy Królik wypluty po całym dniu pracy, pedałował po ciemku,
przez śnieg i deszcz na basen, wzdrygając się na samą myśl o konieczności
rozebrania się i wskoczenia do wody, i nagle znajdował przyjemność w pływaniu.
Nauczyła Królika układać własny trening i na pustym basenie, w podwodnej
niebieskiej ciszy sunąć spokojnie pod wodą, znajdować urozmaicenie w poruszaniu
się na przestrzeni tych kilkudziesięciu metrów od ściany do ściany. Trenerka
nauczyła Królika trenować z innymi, podczas dzikiego spienienia wody, w tłoku
na torze, mijaniu się na odległość włosów na łydkach, rywalizowaniu na każdej
długości. Nauczyła, że pływanie jest najlepsze na bolące stawy, na ból
kręgosłupa, na ból głowy i katar.
Królik tak przyzwyczaił się do treningów
Trenerki, że wie niemalże, jakie będzie następne ćwiczenie, ale za każdym razem
znajduje do nich zapał, za każdym razem słucha z rozdziawioną buzią, choć
słyszał wielokrotnie, wykładów o historii ewolucji stylów pływackich, o tym, jak
należy pływać żabką, grzbietem, motylkiem, zmiennym. Trenerka wystawiała
Królika w zawodach akademickich, nawet jeżeli mogło to przynieść zaledwie jakiś
marny punkt, albo i żadnego. Z samą Trenerką rywalizował Królik w innych
zawodach (i zawsze przegrywał o kilka długości).
Więc jak to będzie dalej? Czy przez tyle lat
wdrukował sobie Królik do głowy te wszystkie komendy, zachęty, wskazówki Trenerki, że
będzie widział ją i słyszał ją na każdym basenie? Czy Królik będzie umiał
trenować z kimś innym? W innej grupie? Czy znajdzie się ktoś, kto jak Trenerka,
przez tyle lat z równym zapałem i niezrównanym optymizmem podchodzić będzie do
kolejnych pokoleń źle pływających, kłębiących się w basenie ciał? Ktoś, kto
jak Trenerka, przekrzywiać będzie basenowy szum i instruować: spokojnie, na
długich pociągnięciach, biodra wyżej, głowa szybciej do wody, nogi mocniej,
łączyć kolana, mocniej, szybciej, szybciej, szybciej, hop, hop, hop!
Królik miał wiele szczęścia, że znalazł takie miejsce, takich pływaków, taką Trenerkę. I będzie szukał dalej.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz