Już sobie Królik kolorowe groszki w kalendarzu układał…
Po powrocie do
kraju zabrał się Królik za układanie planu treningowego. Musiał przede
wszystkim sharmonizować ze sobą dwa plany – plan pływowy i plan biegowy. Bo ambicje
na jesień Królik ma dwojakie. W planie biegowym Królika winny być cztery, a
najlepiej pięć treningów tygodniowo. W planie pływowym powinny być cztery, a w
najgorszym wypadku trzy pływania tygodniowo. To daje osiem lub dziewięć
treningów tygodniowo, co wydaje się trudne do pogodzenia z siedmiodniowym
tygodniem. W swej niezwykłej pomysłowości Królik podzielił jednak każdy dzień
na dwie połówki (umownie: rano i wieczór), a zatem miał już czternaście połówek
i tylko osiem lub dziewięć treningów do rozmieszczenia, co – jak łatwo policzyć
– daje sześć lub pięć połówek dnia tygodniowo wolnych! Luz! Przy ośmiu
treningach tygodniowo tylko jeden dzień obciążony byłby zarówno rano i
wieczorem, można też wygospodarować półtorej doby na regenerację (trening rano
i kolejny następnego dnia wieczorem). Przy dziewięciu treningach dwa dni
miałyby pełne obłożenie i wciąż zostałaby półtorówka odpoczynku.
Królik do tej pory
raczej unikał takiego nagromadzenia. Okresowo nastawiał się bardziej na pływy,
albo bardziej na kicanie i raczej rzadko robił dwa treningi dziennie, na ogół
pozostawiał raz w tygodniu całą dobę na regenerację. Wyjątkiem było lato i
pływanie w jeziorze, które nawet jeżeli nie rekreacyjne, to jednak nie
wypompowywało tak, jak porządny trening na basenie. Królik ostatnio w miarę
mocno się czuje, postanowił więc spróbować i już się cieszył na myśl o tych
treningach, gdy kolorowe groszki układał w kalendarzu.
No i budzi się
dziś Królik w nocy. Coś go obudziło. Ból. Ewidentnie coś boli. Tak, to ząb. A
więc „efekt umówionej wizyty u dentysty”. Umówiona wcześniej profilaktyczna
wymiana plomby podświadomie już zaczęła boleć. Nic to. Królik próbuje zasnąć
myśląc o tempówkach, które za jakieś dwie godziny będzie biegał. Ale ząb nie
daje zasnąć. Musi Królik wziąć jakiegoś przeciwbóla, inaczej już nie zaśnie.
Wstaje. Kręci mu się w głowie i zanim dojdzie do kuchni, spoci się jakby już te
tempówki wybiegał. A więc to nie ząb. To nie ząb, z którym można spokojnie
biegać, czy pływać, nie ząb, który za kilka godzin zostałby załatany jakimś
kosmicznym kompozytem. To coś pod uchem, to coś za żuchwą, to coś przelewa się
boleśnie w króliczej głowie między nosem a uchem. Zlany potem i sponiewierany
Królik wraca do łóżka. I jest przede wszystkim wściekły. Ma zapalenie zatok,
albo jakieś inne paskudztwo zaziębieniowe w głowie. Ma gorączkę i nie wyjdzie
dziś pokicać. Coś się w uszach przelewa, więc przez kilka dni nierozsądnie
będzie iść na basen. A groszki w kalendarzu już ułożone. Co to mogło być?
Zaczyna analizować Królik. Siedemdziesiąt dwa dni ostrej i stresującej pracy
zagranicą, w tym czasie dużo treningów, pływania w zimnym jeziorze. Może to
było trochę za wiele? Po powrocie dwa poranne biegi w lesie, ale było chłodno i
Królik zmarzł. Trzeba było się cieplej ubrać, może nawet rękawiczki zabrać?
Jeden porządny trening na basenie, ale czuł potem Królik, że woda siedzi mu
długo w uszach i nosie. Może trzeba było pierwszy trening potraktować rekreacyjnie?
A to siedzenie w parku i moczenie łapek w fontannie, czy to było rozsądne? A
potem te obsmarkane dziecko, które się do uszu Królikowi przytulało, czy
Królika nie zaraziło?
Musi się Królik
wykurować i powoli wrócić do groszków w kalendarzu. Ale tymczasem myśli sobie,
że ta twardość Królika jest bardzo delikatna. Bo Królik trochę uważa się za
twardziela. Biegał codziennie po mrozie, biegał dystanse maratońskie po różnych
dziwnych trasach, biegał kilkanaście kilometrów nad fjord, by tam przepłynąć
kilometr i wracał truchtem do domu, jeździł po pracy kilkadziesiąt kilometrów
na rowerze, by po południu wykąpać się w morzu i takie różne. Ale twardość ta
jest krucha i Królik czasem boi się, że zaczyna myśleć „jak stara baba”. Wszędzie
na wszelki wypadek zabiera ze sobą ciepłą czapkę; taki chlebek to nie, dziękuje,
bo z pestkami słonecznika, to potem w jelitach… a jutro rano długie wybieganie;
fajnie się rozmawia, tak, dopiero dziewiąta, ale musi już iść spać; winogrona,
bardzo smaczne, ale jednak o tej porze… Gdyby Królik był naprawdę twardym
twardzielem, to wszystko to by przetrzymał, nawet zapalenie zatok. Ale chyba
Królik takim delikatnym jest twardzielem. A może to jest tak, że żeby być
twardzielem, trzeba się trochę nad sobą powydelikacać?
Tak mi się spodobały te królicze groszki w kalendarzu, że chyba pozwolę sobie je zgapić na kolejne sezony. Groszki wydają się fajniejsze niż kratki w excelu;)
OdpowiedzUsuń