poniedziałek, 9 marca 2015

Nya svenska film Bikes vs Cars


Nowy film szwedzkiego reżysera filmów dokumentalnych z zacięciem śledczym tym razem jest o rowerach. Tego nie mógł Królik odpuścić. I wybrał się do kina zaraz po szwedzkiej premierze i pokazie w parlamencie zorganizowanym przez Miljöpartiet, czyli zielonych.

W wywiadach reżyser, Fredrik Gertten, podkreśla, że nie jest to film o wzajemnych animozjach kierowców i rowerzystów. Raczej o tym, jak przemysł samochodowy zdominował planowanie miast, po których już dziś nie sposób się już poruszać, a będzie jeszcze gorzej, szczególnie w krajach rozwijających się. Odpowiedzią na pogarszającą się jakość życia jest transport rowerowy.


BIKES vs CARS Title image 1. Design: Rebeca Mendes

Głównymi bohaterami filmu jest dwoje rowerowych społeczników Aline Cavalcante z São Paulo i Dan Koeppel z Los Angeles.

Największemu miastu Brazylii poświęcone jest najwięcej uwagi. To metropolia z dwudziestoma milionami mieszkańców i siedmioma milionami samochodów. Do niedawna też metropolia praktycznie bez infrastruktury rowerowej, gdzie średnio jeden rowerzysta ginął na drogach co tydzień. Obrazy garstki aktywistów malujących upamiętniające zmarłych kolegów znaki na asfalcie, protestujących przed ratuszem lub instalującym białe ghost bike’i, gdy na drugim planie przejeżdża laweta z nowymi autkami, są naprawdę przejmujące. Bo Brazylijczycy nie zaspokoili jeszcze swoich samochodowych aspiracji, co w filmie pokazane jest na przykładzie entuzjazmu wchodzącego na brazylijski rynek chińskiego producenta JACów, który planuje tam produkować 100 000 samochodów rocznie.

Los Angeles jest najbardziej jaskrawym przykładem amerykańskiej zależności od samochodów. Ale nie zawsze tak było. Dan Koeppel zabiera reżysera na poszukiwania śladów rowerostrady sprzed stu lat. Bo „bike craze” z końca 19 wieku, gdy wynaleziono prawdziwy, bezpieczny „rover” nie ominął Los Angeles i przyczynił się między innymi do budowy drewnianej o niewielkim nachyleniu, dziesięciokilometrowej, płatnej rowerostrady. W Los Angeles rozwijano także sieć transportu szynowego.

Do czasu. Wyrywanie szyn tramwajowych, złomowanie setek wagonów to chyba jedne z najsmutniejszych zdjęć w filmie. Gertten przypomina zaangażowanie General Motors w przejęcie i doprowadzenie do upadku spółek transportu zbiorowego w Los Angeles. Te obrazki mają jednak dość jednostronny wydźwięk. Nie wspomniano o tym, że kolej i tramwaje też przyczyniły się do suburbanizacji (te same spółki realizowały transport i budowały domy na taniej podmiejskiej ziemi), że wielki kryzys przyczynił się do podupadania spółek tramwajowych, a także legislacja, która w okresie kryzysu nie pozwoliła na podniesienie cen biletów, rozdzieliła spółki sprzedające energię i przewoźników tramwajów, przez co ich koszty zakupu energii wzrosły, że budowa autostrad była finansowana z podatków, i wreszcie że zmieniły się preferencje mieszkańców. Niezależnie od przyczyn, film podaje, że obecnie 70% powierzchni Los Angeles jest przeznaczona na cele komunikacyjne i parkingowe.

Jeszcze bardziej zatrważający jest przykład Roba Forda, burmistrza Toronto w latach 2010-2014, który wsławił się (oprócz licznych afer, gdy prowadził pod wpływem) skandalicznymi wypowiedziami przeciwko rowerzystom i infrastrukturze rowerowej. Wygrał wybory głosami mieszkańców przedmieść, między innymi obietnicą zniesienia opłaty rejestracyjnej, 60 dolarów rocznie za każdy z miliona samochodów w Toronto, tyle straciła też kasa miejska. Ford doprowadził do usunięcia, wyznaczonych parę lat wcześniej pasów rowerowych z Jarvis street, by przywrócić dodatkowy pas dla samochodów.

W Bikes vs Cars jest jednak także sporo humoru. Oto widzimy konferencje prasowe polityków Los Angeles ostrzegających mieszkańców przed  Carmaggedonem, totalnym chaosem, do którego miało dojść w wyniku zamknięcia na weekend do remontu 10 mil autostrady 405. Zapowiadana katastrofa nie nastąpiła. Ludzie zostali w domach, nie jechali do sklepów na drugą część miasta, skorzystali z transportu zbiorowego.

Slussen. Komunikacyjny koszmar Sztokholmu

No i wreszcie wpleciony w te smutne i przerażające historie jest obrazek z Kopenhagi. Sytuacja tam pokazana jest z dużą dozą ironii, z perspektywy taksówkarza. Widzimy jak Ivan Naurholm przez okno kawiarni z ponurą miną ogląda przejeżdżających rowerzystów. A potem wsiadamy z nim do auta i powolutku, powolutku, przepuszczając hordy rowerzystów jedziemy. A taksówkarz opowiada: I don’t hate bike riders as such. I even know some of them. Mają tu wszystkie udogodnienia, są wszędzie, nawet zieloną falę świateł mają. Wszyscy tu jeżdżą. O, tu jedzie jakaś pani, starsza i do tego niepełnosprawna. Toczymy się dalej kopenhaską taksówką. Jeżeli chcę zostać w tym biznesie, muszę uważać. I learned to let them go. Podsumowuje kierowca.

Film kończy się optymistycznym obrazkiem wytyczania pasów rowerowych w São Paulo. Nowy burmistrz wysłuchał postulatów rowerzystów. Z dnia na dzień zlikwidował 40 000 miejsc parkingowych, by wytyczyć infrastrukturę rowerową.

Publiczność w maleńkiej salce sztokholmskiego kina studyjnego reagowała dość żywo. W szczególności na historie zabicia rowerzystów w São Paulo, czy wypowiedzi Roba Forda z Toronto. Śmiali się z bezsilnej wściekłości kopenhaskiego taksówkarza. Ale ten seans nie był opanowany przez rowerowych freaków i Królik był chyba jedyną osobą, która przyjechała na rowerze (w każdym razie zaparkowała rower przed kinem). Na ile ten film przekonuje lub mobilizuje już przekonanych, a na ile jest w stanie zmienić nawyki pozostałych? Na ile Królika skłoniłby do zmiany film o wojnie, głodzie, czy chorobach?

Rowerowa zima w Sztokholmie

O rowerowaniu w Sztokholmie Królik trochę już pisał i jeszcze napisze. W porównaniu z Warszawą i wieloma innymi miastami jest dobrze, ale jeszcze nie jest idealnie przecież. Sztokholm przede wszystkim ma bardzo odseparowany ruch. Między innymi tak dobrze jeździ się na rowerze, że stosunkowo rzadko krzyżuje się z ruchem samochodowym (a jak już się krzyżuje, to niestety zachowanie kierowców pozostawia wiele do życzenia). Sztokholm ma mnóstwo estakad, tuneli, dróg samochodowych bez chodników, pasów dla rowerów, przejść dla pieszych. I, mimo świetnie działającej sieci metra i autobusów, szczątkowego tramwaju, mimo drogiego parkowania i płatnego wjazdu do miasta, są one w godzinach szczytu zapchane są autami.

Bardzo by było fajnie, gdyby ten film pokazywano też w Polsce. Bo w polityce bardzo łatwo, jak pokazuje przykład z Toronto, grać na emocjach sfrustrowanych kierowców. Samochody (i przemysł naftowy) to niesamowity biznes, gigantyczne pieniądze na reklamę i lobbying. A co za tym idzie, możliwość wpływania na planowanie miast dla samochodów, a nie dla ludzi.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz