Weekend w Anglii. Wybrzeże Morza Północnego. Łażenie po odsłoniętym
odpływem podnóżu klifów, latanie po plaży i skakanie przez fale naprawdę zimnej
wody.
Sporo biegania. A że tam jakieś górki, to nienawykłe do takich atrakcji
Królicze stopy zaczęły się buntować. Jeszcze dwa dni pracy i biegi w górę
Kelvin River w Glasgow, jeszcze opóźniony pięć godzin samolot, jeszcze
niemiłosierny upał w Warszawie, jeszcze szczepionka; wszystko to dobiło Królika
na dzień przed wyjazdem na obóz.
Pojechał więc Królik jak zombie, z
eksplodującą bólem głową, krwią przesiąkającą wszystkimi możliwymi drogami
przez naczynia, zmordowany i przerażony swoim stanem. Na obóz pływacki. Umordować
się jeszcze bardziej.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz