niedziela, 20 sierpnia 2017

Obóz pływacko-rowerowy

Obóz pływacki w górach. Jak rok temu. Pływania jednak mniej. Słabsza ekipa i trochę mniej czasu na treningi. Wyszło niecałe 30km w dziesięciu treningach. W zeszłym roku było o prawie 10km więcej i było znacznie ciężej.

Świt. Pora na pierwszy trening pływowy
Siódma. Zaraz wskakujemy do wody
Czy Królik coś poprawił w swoim pływaniu przez ten rok? Może trochę, choć rok temu w lipcu przed obozem też była jakaś zwyżka formy. Wreszcie odważył się Królik nagrać swojego delfina. Nie ma aż takiej wiochy, jak się można było obawiać i jak by wskazywało okrutnie wolne tempo, gdy Królik tym koniem pływa.

Tatry widoczne ze słowackiej strony
Za to w tym roku dużo roweru i Królik zadowolony, bo jeździł w tym roku do tej pory tyle co nic. Wyszło prawie 260km i 3400m przewyższenia w pięciu wyjściach. Górki były męczące, podjazd na Przehybę Królika zniszczył do reszty. Z racji bolącej stopy rower musiał starczyć i łażenia/biegania po górkach nie było wcale. Ale stopa chyba zaleczona.

W drodze na Przehybę
Trasa wzdłuż Popradu. Najbardziej płaska i odpoczynkowa w okolicy
Jeden dzień znów trochę taki odpoczynkowy. W zeszłym roku były kajaki górskie i to było wyzwanie. W tym roku spływ Dunajcem i to było też wyzwanie, ale bynajmniej nie sportowe. Bardzo ładnie jest w Pieninach i na wodzie sobie płynąć jest bardzo miło, ale trzy godziny w pontonie w upale, z bachorami, bez możliwości kontrolowania tego, co się dzieje, poruszanie się z leniwą prędkością, to była naprawdę katorga gorsza niż niejeden trening.



Wydolnościowo ten obóz bardzo udany, technicznie może gorzej, bo na rowerze Królik wiele się nie nauczył, ćwiczenia gimnastyczne szły Królikowi gorzej niż pokracznie, w pływaniu też wciąż te same błędy wychodzą. Ale przed nieuchronnie zbliżającą się operacją może najważniejsze jest takie ogólne przygotowanie ciała do totalnego zjazdu i degradacji.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz