środa, 28 lipca 2021

Zimna woda

 

Open water swimming jest w Stanach normalnością. Pływają wyrośli z college’owego pływania mastersi, pływają dzieciaki, amatorzy. Wśród nich bardzo wiele kobiet. Na pierwszych Króliczych zawodach (pływacko raczej mało atrakcyjnych – spływ jedną milę rzeką) na 122 osoby startujące 65 było w kategorii kobiet. Dziewczyna wygrała wyścig, a wśród 20 pierwszych na mecie osób 14 to były kobiety. Wiele osób startowało w piankach: 17 kobiet (26%) i aż 28 facetów (49%!). Znacznie bardziej wymagający i atrakcyjny pływacko był Kindgom swim na Memphremagog. Najdłuższy pływ (około 25km) ukończyło 6 facetów i 14 kobiet (faceci mieli dwa najszybsze czasy). Na 10mil było 13 kobiet (jedna w piance) i 22 facetów (w tym czterech w piankach). Też dwie najszybsze osoby to faceci. Na 6 mil – 7 facetów (2 w piankach) i 18 kobiet (wszystkie przepisowo). Dziewczyna pierwsza na mecie. Na 3 mile – 11 facetów (6 w piankach) i 15 kobiet (3). I wreszcie na jedną milę 6 facetów i 12 kobiet. W sumie więc kobiet było 72 (4 w piankach), a facetów 52 (12 w piankach). Kobiety są średnio lepsze w pływaniu długodystansowym w zimnej wodzie. To w sumie oczywista oczywistość.

 

Memphremagog w przeddzień startu, następnego dnia było jeszcze ładniej i zero fali


 

 

Królik bardzo przeżywał, że nie mógł popłynąć nic dłuższego na Memphremagog, bo nie miał supportu w kajaku. Zgodnie jednak z żelaznymi prawami fizyki, coś się Królikowi musiało przydarzyć i Królik w dzień przed zawodami zwalił się ze schodów. W ostatniej chwili próbując się ratować, szarpnął jakoś ciałem zrywając sobie chyba jakieś połączenia między mostkiem a szyją i ramionami. Oprócz poobijania tyłka i pleców, to skręty górnej połowy ciała bolały koszmarnie. Może więc dobrze, że nie płynął nic dłuższego, bo nawet ta jedna mila bolała.

 

Następnego dnia (w zupełnie odmiennych warunkach pogodowych i w głębokim zimnym jeziorze) odbył się jeszcze nieformalny pływ śniadaniowy. Jak nieformalny i w deszczu to ludzie schodzili się powoli. Królik wypuścił się na wody jeziora Willoughby razem z pierwszą grupką. Zimno. Trzęsło Królika już od zanurzenia stóp w wodzie. Jeden facet pływał już od pół godziny. Reszta stała po pas w wodzie, gadała, zastanawiała się, gdzie płynąć. W końcu popłynęli. Królik nawet nadążał, przez chwilę miał wrażenie, że pływanie go rozgrzewa, ale utrata ciepła była ewidentna. Każde zatrzymanie na pogadanie i podziwianie widoków wysysało resztki energii. Po około kilometrze wzdłuż brzegu, uradzono wracać. Królik pognał do wyjścia. Poleciał do auta okutać się we wszystko, co miał. Trzęsło go nawet bardziej (duża amplituda bezwolnych ruchów) niż miał skostniałe stopy i ręce, czy niesprawne do mówienia usta. A reszta jeszcze sobie gadała na brzegu zawinięta co najwyżej w mokry ręcznik.

 

Willoughby w dzień po zawodach


 

 

Królik bardzo by chciał lepiej i więcej pływać w OW, ale w porównaniu z tymi ludźmi ma zupełnie zerową odporność na zimno. „Ci ludzie” to co prawda nie byle kto. Były wśród nich Margaret i Vera Rivard. Obie dzień wcześniej zrobiły najdłuższy dystans na zawodach. Starsza siostra, Vera, w wieku 16 lat przepłynęła Kanał La Manche (młodsza nie może się już doczekać aż skończy 16 lat i też będzie mogła). Vera ma na koncie też taką drobnostkę jak 20 Bridges, czyli pływ wokół Manhattanu (jakieś 46km). Leci teraz robić Catalinę. Takie zimne wyzwania niestety poza Króliczym zasięgiem.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz