niedziela, 18 lipca 2021

Pierwsze zawody od trzynastego wieku

Królik na wywczasach. Wszędzie jakaś woda. Ocean najwspanialszy. Z falami, które powodują skurcz ciała, gdy załamują się za wcześnie, żeby spokojnie zdryfować górą, a za późno, żeby gładko prześlizgnąć się dołem. Królika wywraca, przekręca, słona fala zalewa nos, Królik wyciąga szyję, jakby to miało pomóc w wydostaniu się na powierzchnię i to głową najpierw.

 


 

I zawody w końcu. Pierwsze od wieków ciemnych. Tu zresztą 90% populacji zaszczepionej, poza tym tak biało i bezpiecznie, że roweru się nie zapina, maski nie zakłada, podaje się ręce na przywitanie, a restauracje mają wieczorki taneczne.

 


 

Zawodów mogło nie być, bo rano burza z tej duchoty miała się wykluć, ale wykluła się godzinę wcześniej i z epicentrum klika mil dalej. Można było się przepłynąć szlamowatą, słoną rzeką. Królik miał jakieś zerowe oczekiwania, w ogóle wyłączoną głowę. Woda okazała się cieplejsza i czarniejsza, niż wyglądała z brzegu. Królicze przyozdobienie głowy: garmin, czepek, okularki, drugi czepek spełniło swoje zadanie, nic nie przeciekało, nie zsuwało się. Wszystko potoczyło się błyskawicznie, między innymi dzięki odpływowi, który zasysał wzdłuż trasy. Ponad 120 osób na starcie z wody, na początku trochę okładania się kończynami, szybcy uciekli do przodu. Królik rozpaczliwie trzymał się nóg paru osób po kolei, oczywiście nie miał pojęcia, gdzie płynąć. Starał się tylko tych nóg nie zgubić, wydłużać pociągnięcia i od czasu do czasu uruchamiać nogi. Pochylnia w stoczni, którą należało się wygrzebać na ląd, oblepiona metrem czarnego mułu i lepkowatymi czarnymi wodorostami. Królikowi stopa wpadła gdzieś głęboko, jak wyszarpnął, to potem na brzegu czarna krew się z tego lała.

 


 

Za krótki to był pływ, żeby się naprawdę zmęczyć, żeby Królik mógł swój wytrzymałościowy tryb włączyć. Oczywiście w wodzie wydawało się, że wszyscy Królika wyprzedzili, tymczasem Królik zmieścił się w pierwszych 14% uczestników, w ogóle jak na swoją kategorię poradził sobie zaskakująco dobrze i do 1 miejsca w kategorii zabrakło raptem 14s. Królik pożyczył wodę ze szlaucha ogrodowego i trochę się obmył i przebrał akurat na czas, żeby odebrać srebrny medal. Mimo że może nie do końca zasłużył, mimo że może to głupstwo taki kawałek metalu na wstążce, to sprawiło to Królikowi radość. Pierwszy raz od trzynastego wieku.

 


 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz