niedziela, 26 czerwca 2016

Jeziorko wysycha. Krew zepsuta


Zgodnie z zasadą, że jak tylko przez chwilę jest lepiej (poprawa wyników w pływaniu), to zaraz musi się wszystko Królikowi spartaczyć, tym razem z kolei coś się z krwią zepsuło i się Królik czuje czasem, jakby zaraz miał zejść.

Zawody na jeziorku miały być ukoronowaniem tych (co prawda niewielkich) postępów w pływaniu i poprawieniem wyniku sprzed dwóch lat (klik). Tylko że tak, jak dwa lata temu było chłodno i deszczowo, tak teraz trafił się najgorszy skwar. Odechciewało się od samego siedzenia nieruchomo w cieniu.


Gdy w końcu wpuszczono do wody watahę płynącą na 3km, zgubiła się boja nawrotowa, która sobie gdzieś za most odpłynęła. Niemal sto par nóg przez te kilka minut wzbiło w płytkim jeziorku taki szlam, że woda zrobiła się całkiem czarna. Do króliczych uszu doszedł pomysł płynięcia do pierwszej boi i robienia czterech kółek. W końcu jednak żółta boja została przywrócona na swoje miejsce (a potem trzymana ręcznie przez nieszczęsnego trzymacza) i można było płynąć. Tłok się jakoś szybko rozładował, Królik wszedł w miły rytm, podłączył się do jakichś nóg płynących trochę z przodu.

Przez dwa pierwsze kółka było dobrze. Płynęło się Królikowi jakoś swobodnie, nie należało się jeszcze spieszyć, Królik wyprzedził ładnych kilka osób, korzystając wpierw z ciągniętej przez nich wody. Zaczęło się trzecie kółko, Królik miał już trochę dość, bał się przyspieszyć zbyt wcześnie. No i nagle zalęgły mu się w głowie schizy, że jednak płynąć ma cztery, a nie trzy kółka. Ktoś miział Królika po stopach, na finisz było za wcześnie, Królik czuł się znów jakoś słabo, a na myśl, że jeszcze jedno kółko miałby płynąć, robiło mu się jeszcze słabiej. Przed ostatnią boją wyprzedziło Królika kilka osób. Płynęli podejrzanie szybko. Czy to dublerzy? Przeleciało Królikowi przez skołatany mózg. Tylko jeżeli miałyby być cztery pętle, mogłoby dojść do zdublowania. Króilk zdezorientowany starał się wypatrzeć, czy inni wpływają już na metę, czy też płyną na kolejne kółko. Niewiele mógł dostrzec, zwolnił dramatycznie, kolejne osoby korzystając – słusznie – z okazji wypuściły się przed Królika.

Na metę wpłynął Królik tempem spacerowym, nawet się nie zasapał, nawet nie czuł zmęczenia ramion, które omdlewają po porządnym treningu na basenie, nie czuł palących od wysiłku policzków. No po prostu taki sobie rekreacyjny przepływ. A czas słabiutki. Trochę pocieszyło Królika, że garmin pod czepkiem zmierzył 3350m i tempo niewiele większe niż 17min/km. Ale już sam wykres tempa, nawet uwzględniając dżipiesowe niedoskonałości pomiaru, pokazuje wyraźnie to dramatyczne zwolnienie w końcówce. Bleee, zły Królik na siebie.


Tym bardziej zły, że mimo prawdopodobnie dłuższego dystansu niż dwa lata temu, byli tacy, którzy w porównaniu do 2014 roku poprawili swoje czasy nawet o prawie dwie minuty. Bezpośredni króliczy rywal w kategorii popłynął dokładnie minutę dłużej, a Królik aż 1:26 dłużej niż dwa lata temu. Wciąż do pierwszego miejsca w kategorii brakuje ponad 3 minut. Konkurencja była znacznie większa niż poprzednio, ale więcej osób startujących, oznacza na ogół słabszy poziom, więc niewielka pociecha z tego, że wtedy był Królik w 2/3 stawki, a teraz w połowie.


Coś się jednak udało. Z nawigacji Królik zadowolony, choć mapka z podczepkowego garmina świadczy o czymś zupełnie przeciwnym. Królik miał jednak wrażenie, że płynął prosto na bojki, nie gubił się, a co najważniejsze, nie wyciągał łba z wody ani za często, ani za wysoko. Nie było zresztą ani fali, ani tłoku, by to było konieczne. Porządna nauka nawigacji bardzo pomogła. Druga rzecz to trzymanie się w nogach i przeskakiwanie na kolejne osoby. To na pierwszych dwóch okrążeniach parę razy wyszło. I wreszcie zawracanie na bojce. Dwa razy Królik naprawdę był z siebie dumny, bo zrobił ciasny i szybki skręt na bojce, w dodatku skutecznie odcinając rywali, zapływając im drogę i zyskując parę metrów. Wszyscy oni zdaje się wyprzedzili potem Królika na ostatniej prostej.

 
A tak w ogóle to zawody fantastyczne. Jeziorko Czerniakowskie jednak ewidentnie wysycha, a woda robi się coraz bardziej szlamowata. No i napsuł sobie Królik jak zwykle krwi tym swoim narzekactwem i niezadowoleniem z siebie, choć może częściowo można za ten słaby finisz winić zepsutą krew.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz