czwartek, 7 sierpnia 2014

Stolice roweru. NOWY JORK!!!

Królik uważa się za doświadczonego miejskiego dwukółkowicza, jednak całe to wieloletnie europejskie doświadczenie na nic się Królikowi nie przydało w Nowym Jorku.

Po pierwsze. Nowy Jork jest miastem nieprawdopodobnym, hałaśliwym, tłocznym, nieznośnym; jest miastem brzydkim, chaotycznym, niesprawiedliwym, buchającym na ulice smrodliwymi wyziewami przepoconego metra i klimatyzacji budynków, o architekturze do bólu szczerej co do swojej sztuczności. Nowy Jork jest totalny, jest deliryczny, żeby użyć określenia Rema Koolhaasa. Jest to miasto, o którym nie można powiedzieć, że się podoba, czy że chciałoby się tu mieszkać. W Nowym Jorku każdy świr znajdzie podobnych sobie, a najdziksza zachcianka zostanie spełniona. Nowy Jork jest jak królowa matka, która wydała na świat wszystkie inne nowoczesne miasta i sama obumiera. Ale kolejne pokolenia imigrantów z tych innych globalnych miast codziennie podgryzają odwłok królowej matki, wbudowują weń własną kulturę, uśmiercają i jednocześnie pozwalają jej na nowo odradzać się każdego dnia.

Poranne rowerowe dojazdy. Wśród rowerzystów bardzo niewiele jest kobiet.
Zastrzeżenie. Królik był w Nowym Jorku bardzo krótko, jeździł niewiele i wyłącznie po Manhattanie i Brooklynie. Na pewno nie można mówić, że ogarnął sytuację rowerową w mieście. Ale pewnymi spostrzeżeniami chce się podzielić.

Mniejszy tłok i więcej miejsca dla rowerów na ulicach Harlemu i południowego Brooklynu.
Poruszanie się na rowerze po Nowym Jorku jest niezwykle trudne, nieprzyjemne, często niebezpieczne, a czasem w ogóle niemożliwe. Już pierwszego dnia Królik próbując się przedrzeć Uptown Trzecią Aleją pomiędzy autobusami, taksówkami, zaparkowanymi „na chwilę” samochodami, furgonetkami dostawczymi, wymienił porozumiewawcze spojrzenie z rowerzystką jadącą obok. Stanąwszy na światłach spytała: a ty skąd jesteś, czy u was też jest prawostronny ruch? Bo ja jestem z Londynu i nic nie rozumiem z tego, co tu się dzieje. Owszem, Królik co prawda jest z kraju, gdzie jeździ się prawą stroną, jak w Ameryce, ale w Nowym Jorku na początku był równie zdezorientowany.

Ścieżka rowerowa na Williamsburg Bridge jest znacznie przyjemniejsza niż wąski i dzielony z pieszymi boardwalk na Brooklyn Bridge.
W południowej części Manhattanu większość ulic i alei jest jednokierunkowa. Na ogół na tych czteropasmowych ulicach infrastruktury rowerowej nie ma żadnej. A jeżeli jest pas rowerowy, to często po lewej stronie jezdni. Prawy pas na ogół przeznaczony jest wyłącznie dla autobusów. Tak jakby rower po lewej stronie miał być najszybciej poruszającym się pojazdem. I pewnie byłby, gdyby nie fakt, że z racji jednokierunkowości, po lewej stronie tak samo zatrzymują się dostawcy, śmieciarki, taksówkarze i inni. Skręcanie w lewo, jak i w prawo, jest równie trudne i niebezpieczne. Co jednak, jeżeli pasa rowerowego nie ma? Czy rowerzysta powinien trzymać się prawej strony jezdni, czy lewej?

Stosunkowo rzadkie zjawisko: pasy rowerowe oddzielone od jezdni i parkujących aut (po lewej stronie jezdni).
Niewydzielone z jezdni pasy rowerowe, często zastawione przez inne pojazdy.
Żeby poruszać się bezpiecznie należy znać nie tylko formalne przepisy ruchu drogowego, ale także kulturę jazdy. To właśnie nieprzestrzeganie tych nieformalnych zasad, może być bardziej niebezpieczne, niż łamanie kodeksu. Ale w Nowym Jorku wydaje się, że zasada trzymania się prawej strony jezdni nie obowiązuje i rowerzyści jadą raz lewym, raz prawym pasem. Królik wielokrotnie jadąc siłą przyzwyczajenia prawą stroną drogi nie zauważał, że po lewej stronie, cztery pasy dalej, zaczął się pas rowerowy. Na skrzyżowaniach rowerzyści poruszają się trochę tak, jak piesi, którzy wychodzą na jezdnię przy pomarańczowej rączce jak tylko można najdalej, byle tylko samochody nie ucięły im palców u nóg i przechodzą zaraz jak tylko samochody przejadą. Kierowcy samochodów, choć trąbią przy każdej nadarzającej się okazji, generalnie przestrzegają sygnalizacji świetlnej i nie dybią na życie rowerzystów, choć przez tych kilka dni, Królikowi zdarzyło się naprawdę wiele niebezpiecznych sytuacji, poza tym napotkał na mieście ładnych kilka białych ghost bike’ów. W Downtown czasami przejechanie rowerem jest po prostu niemożliwe, cała ulica tak zastawiona jest pojazdami, a do tego chodniki szczelnie wypełnione są pieszymi. Znacznie przyjemniej jeździ się po Harlemie, czy dalszym Brooklynie, choć tam pasy dla rowerów to rzadkość, jest więcej miejsca na jezdniach i mniej samochodów.

Greenway wokół Manhattanu. Niekompletna, dzielona z pieszymi, często bardzo wąska.
Do pozytywnych roweroelementów w Nowym Jorku zaliczyć trzeba ścieżkę wokół Manhattanu. Ta Greenway Bike Path jest jednak niekompletna, głównie dzielona z pieszymi (w szczególności fragmenty wzdłuż Hudson River i East River opanowane są przez biegaczy), źle oznakowana, miejscami bardzo wąska, ze schodami i ślepymi odnogami. Podobna ścieżka wiedzie przez Brooklyn na Coney Island. Dwukółkować można też w Central Parku. Niespełna dziesięciokilometrowa wyasfaltowana pętla opanowana jest przez kolarzy. Jeździć na rowerze można na niej tylko lewoskrętnie i wyprzedzać prawą stroną.

Jednokierunkowa pętla rowerowa (z podziałem na pasy dla wolnych i szybkich cyklistów) w Prospect Park na Brooklynie, podobnie jest w Central Parku. Dwukierunkowa ścieżka rowerowa wzdłuż Hudson River.
Na ulicach Nowego Jorku rowerów jest stosunkowo mało. Widać przede wszystkim korzystających z roweru miejskiego oraz kurierów. To jedna z wielu nowojorskich przepaści klasowych. Z Citibike’ów korzystają w godzinach szczytu dojeżdżający ze stacji kolejowej lub metra dobrze ubrani umysłowi. Niscy Azjaci i Latynosi w brudnych odblaskowych kamizelkach na połatanych rowerach co chwila ryzykują życiem dostarczając powieszone na kierownicy siatki z jedzeniem z restauracji do biur.

Park Avenue zamknięta w letni weekend dla samochodów i opanowana przez rowerzystów i biegaczy. Urowerowieni dostawcy jedzenia czekają pod jednym z biurowców na 42 ulicy.

Policja nie jest od upominania pieszych. Rower miejski Citibike jest tylko na Manhattanie na południe od Central Parku i na zachodnim Brooklynie. Ma ponad 300 stacji i ponad 5000 rowerów. W lecie każdy rower codziennie jeździ 6 razy, średnio niecałe 3km na podróż, to około miliona podróży w ciągu miesiąca. W zimie – trzy razy mniej.

Nowy Jork co prawda nie jest stolicą państwa, ani nawet stanu, ale pod wieloma względami zasługuje na miano stolicy świata. Na pewno jednak nie w dziedzinie miejskiego rowerowania.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz