Dokładnie rok temu
Królik przebiegł dziesięć kilometrów. Nie byłoby w tym nic szczególnego, gdyby
nie to, że było to pierwsze dziesięć kilometrów po wydostaniu się Królika z
totalnej zapaści.
Królik biegał już od
dawna i wykręcił dość przyzwoite życiówki na wszystkich dystansach w 2010 i
2011 roku, przebiegł kilka maratonów, no w ogóle było świetnie. I nagle Królik
zaczął zapadać się w czeluści czarnej, wszystko się Królikowi rozpadło. W końcu
szufelką zeskrobywano Królika z ulicy, potem przesyłano z jednej placówki do
drugiej. Totalny dramat. A najgorsze było to, że Królik nie mógł pływać, nie
mógł jeździć na rowerze, nie mógł biegać. Jak się trochę Królikowi polepszyło,
zaczął wymykać się ze szpitala na spacer, ale próby truchtania spełzały na
niczym. Głowa, serce, stawy odmawiały posłuszeństwa. Powolutku Królik wracał do
życia. Dopiero w wakacje 2012 roku wrócił na rower i na basen. A z bieganiem
wciąż było źle, królicze ciało nie dawało rady. Pięćset metrów przetruchtane
boso po plaży było szczytem możliwości. Więcej czasu spędzał Królik w wodzie,
ale wciąż próbował biegać – boso, po trawie, na bieżni mechanicznej, wolniutko,
byle tylko się nie przeciążać. W październiku 2012 roku wreszcie pokonał Królik
kicowym krokiem pięć kilometrów, a w listopadzie – dziesięć. I już nic nie
mogło go powstrzymać, biegał jeszcze z wenflonem w łapce, znów oszukiwał
lekarzy, ale wracał do żywych. Nawet przyzwoity wynik wypływał w zawodach na
400m stylem dowolnym. I w biegu sylwestrowym na 10 kilometrów wystartował pod
koniec roku.
Więc Królik biega
jakby od roku dopiero. Ale apetyt ma na pokonywanie dystansów takich jak
wcześniej, na kicanie w tempach, które osiągał przed zapaścią. I to na razie
się nie udaje. W 2013 roku Królikowi na pięć kilometrów zabrakło ponad dwóch
minut do życiówki sprzed dwóch lat; na dziesięć kilometrów – dwóch minut. Na
dłuższych dystansach nawet nie startował. Plan Królik teraz wdraża taki, żeby
na wiosnę przekicać półmaraton – jak najszybciej, ale wciąż pewnie będzie to
dramatycznie wolniej niż trzy lata temu. Strasznie się Królik tym martwi, z
rozpaczą patrzy na te swoje obecne wyniki, bardzo by chciał, żeby postępy
nadchodziły szybciej. Ale nie ma nic za darmo. I dlatego Królik czasem, jak
dziś, do kalendarza zagląda i przypomina sobie, jak to było i że jeszcze w
poprzednie wakacje z zażenowaniem zdejmował buty w parku, żeby choć kilkaset
metrów przetruchtać po trawie, gdy dookoła inni biegacze realizowali swoje
wielkie plany; że dopiero rok temu przebiegł po raz pierwszy całe dziesięć
kilometrów.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz