wtorek, 19 listopada 2013

Rok temu. Dycha


Dokładnie rok temu Królik przebiegł dziesięć kilometrów. Nie byłoby w tym nic szczególnego, gdyby nie to, że było to pierwsze dziesięć kilometrów po wydostaniu się Królika z totalnej zapaści.

Królik biegał już od dawna i wykręcił dość przyzwoite życiówki na wszystkich dystansach w 2010 i 2011 roku, przebiegł kilka maratonów, no w ogóle było świetnie. I nagle Królik zaczął zapadać się w czeluści czarnej, wszystko się Królikowi rozpadło. W końcu szufelką zeskrobywano Królika z ulicy, potem przesyłano z jednej placówki do drugiej. Totalny dramat. A najgorsze było to, że Królik nie mógł pływać, nie mógł jeździć na rowerze, nie mógł biegać. Jak się trochę Królikowi polepszyło, zaczął wymykać się ze szpitala na spacer, ale próby truchtania spełzały na niczym. Głowa, serce, stawy odmawiały posłuszeństwa. Powolutku Królik wracał do życia. Dopiero w wakacje 2012 roku wrócił na rower i na basen. A z bieganiem wciąż było źle, królicze ciało nie dawało rady. Pięćset metrów przetruchtane boso po plaży było szczytem możliwości. Więcej czasu spędzał Królik w wodzie, ale wciąż próbował biegać – boso, po trawie, na bieżni mechanicznej, wolniutko, byle tylko się nie przeciążać. W październiku 2012 roku wreszcie pokonał Królik kicowym krokiem pięć kilometrów, a w listopadzie – dziesięć. I już nic nie mogło go powstrzymać, biegał jeszcze z wenflonem w łapce, znów oszukiwał lekarzy, ale wracał do żywych. Nawet przyzwoity wynik wypływał w zawodach na 400m stylem dowolnym. I w biegu sylwestrowym na 10 kilometrów wystartował pod koniec roku.

Więc Królik biega jakby od roku dopiero. Ale apetyt ma na pokonywanie dystansów takich jak wcześniej, na kicanie w tempach, które osiągał przed zapaścią. I to na razie się nie udaje. W 2013 roku Królikowi na pięć kilometrów zabrakło ponad dwóch minut do życiówki sprzed dwóch lat; na dziesięć kilometrów – dwóch minut. Na dłuższych dystansach nawet nie startował. Plan Królik teraz wdraża taki, żeby na wiosnę przekicać półmaraton – jak najszybciej, ale wciąż pewnie będzie to dramatycznie wolniej niż trzy lata temu. Strasznie się Królik tym martwi, z rozpaczą patrzy na te swoje obecne wyniki, bardzo by chciał, żeby postępy nadchodziły szybciej. Ale nie ma nic za darmo. I dlatego Królik czasem, jak dziś, do kalendarza zagląda i przypomina sobie, jak to było i że jeszcze w poprzednie wakacje z zażenowaniem zdejmował buty w parku, żeby choć kilkaset metrów przetruchtać po trawie, gdy dookoła inni biegacze realizowali swoje wielkie plany; że dopiero rok temu przebiegł po raz pierwszy całe dziesięć kilometrów.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz