niedziela, 10 września 2017

Stolice roweru. Tirana

Oj nie lubi Królik gorących klimatów. Nie lubi morza gorącego i słonego jak zupa. Nie lubi południowego nieporządku i poczucia (bez)czasu. Ale rzuciło Królika służbowo do Tirany i trzeba było te kilka dni przetrwać. Treningowo miało być bieganie. Ale stopa nadwerężona na brytyjskich górkach, a potem zmasakrowana na półmaratonie po piachu i wreszcie zeszliwowana na schodkach, zbuntowała się już po biegu pierwszego ranka. Buntowała się cały wyjazd, bo Królik wszędzie musiał chodzić pieszo. To największa trauma tego wyjazdu – brak roweru. Do tego trauma nie mniej traumatyczna – brak basenu. 

Tak wyglądała woda w zamkniętym na jesień basenie. Zielono i gęsto

Z tymi basenami w Tiranie to jakiś dramat. Dwa publicznie dostępne były już zamknięte ze względu na koniec wakacji, choć upał trzymał powyżej 30 stopni. Królik nawet skutecznie próbował przekupić (perswazyjnym słowem o absolutnej konieczności popływania) pilnowaczy jednego z nich, ale – zgodziwszy się – zastrzegli, że woda nie była filtrowana od tygodnia, więc nie polecają. W sąsiednim basenie taka niefiltrowana od jeszcze dłuższego czasu woda wyglądała jak kisiel z kiwi. Królik zrezygnował. Zostawał więc hotelowy basen długości ośmiu (!) metrów. Można było poćwiczyć odbicie od ściany. No i trochę się schładzać. W różnych sztucznych jeziorach wokół Tirany pływać się nie da. A i Adriatyk nie jest alternatywą. Tirana jest położona jakieś 40km od morza, a najbliższe Durres jest okropnym kurortem z wielkim portem, wieżowcami na plaży i brudną wodą.

Basenik na dachu hotelu ratował Królikowi życie

Jeżeli coś dobrego zostało w Albanii po dyktaturze Hoxhy, to względna akceptacja poruszania się rowerem. Jeżeli coś w szczególności muszą Albańczycy odreagować po półwieczu totalnej izolacji w paranoicznym systemie, to brak dostępu do prawdziwej motoryzacji. Tirana dusi się więc samochodowymi spalinami i tkwi w permanentnym korku na wszystkich ulicach. Najwięcej jest Mercedesów, ale sądząc po kłębach czarnego dymu wydostających się z większości aut, pod wyglancowanymi karoseriami wielu z nich kryją się dychawiczne silniki, diesle bez filtrów i tak dalej. Samochód ma absolutne pierwszeństwo, a piesi i rowerzyści muszą mieć oczy dookoła głowy i pokonywać każdą ulicę uciekając przed autami. Ładnych parę dni zajęło Królikowi zrozumienie, jak należy poruszać się pieszo po Tiranie. Rowerowanie to wtajemniczenie kolejnego stopnia w miejscu, w którym nie obowiązuje podział na pasy ruchu, przepuszczanie włączających się do ruchu (przejechanie ronda to dopiero wyzwanie), gdzie jeździ się pod prąd. Gdzie obowiązuje zasada większy ma rację, a klaksonu używa co chwila przy każdej możliwej okazji. Nie odważył się Królik.

Podział na chodnik i drogę dla rowerów - umowny. Podobnie jak na buspas i resztę

Tirana chwali się jednak różnymi udogodnieniami dla rowerzystów. W większości są to prostu absolutne kpiny. Większość rowerzystów nie korzysta z dróg dla rowerów, bo zbudowane są bez sensu, zastawione przystankami, zatłoczone przez pieszych. Są tacy, którzy jeżdżą chodnikami i tacy, co jadą jezdnią. Przejazd przez krzyżującą się z taką ddrką ulicą to duże wyzwanie biorąc pod uwagę, że kierowcy roweru się tam nie spodziewają (nawet gdyby się spodziewali i tak by nawet nie zwolnili). 

Najnowsza inwestycja infrastrukturalna - dwukierunkowa ddrka kończąca się na chodniku, krawężniki po 5cm, zakręty pod kątem prostym...

Drogi dla rowerów przy chodnikach wykonane są fatalnie, drogi prowadzące środkiem zadrzewionych bulwarów używane także przez pieszych, a dla rowerzysty to najgorsze rozwiązanie, bo już zupełnie jest on niewidoczny dla kierowców samochodów i zawsze znajduje się ze złej strony. Nawet droga dla rowerów wzdłuż nowiutkiego bulwaru (który na razie donikąd nie prowadzi) zaprojektowana jest bez sensu i źle wykonana. No ale rowerzystów trochę jest. 

Wypożyczalnia rowerów Ecovolis

Starszych, młodzieży, są tacy, co jeżdżą też dla sportu po parku. Jest nawet „rower publiczny” ecovolis. Sześć stacji w całym mieście obsługiwanych jest osobowo. Rowery w stajenkach spinane są stalowym prętem przewlekanym przez ramy i zabezpieczanym kłódką. Ale ludzie jeżdżą. Nawet policja ma patrole rowerowe do poruszania się po głównym placu (wyłączonym z ruchu samochodów).

Plac Skanderbega - można pojeździć całkiem rekreacyjnie, nawet spotkać rowerowy patrol policji


Jakiś potencjał rowerowy więc w Tiranie jest. Ale chyba bardzo daleko jeszcze do jego właściwego wykorzystania.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz