czwartek, 1 czerwca 2017

Dwa morza. Truchtanie. Pływanie. Zmęczenie

Królik miał dwa służbowe wyjazdy i dwie okazje do pobytu w miejscowościach nadmorskich. Najpierw Bałtyk i codzienna jazda nad morze, by potruchtać, no i popływać, a nawet pobyczyć się na plaży. Temperatura wody około 11 stopni, lekka fala, pływanie w piance i bez. A potem Morze Irlandzkie i szukanie wysokiego stanu wody, by popływać w zimnej solance, tym razem całkiem bez pianki. No i truchtanie wzdłuż plaży, po porcie.

Gdańska plaża w maju

Jak wyżej

Ale Królik jakiś zmęczony, słabowaty. Bieganie na jakimś przymuleniu, ledwo Królik nogami przebierał, a nie daj trafił się jakiś minimalny nawet podbieg i już Królikowi tchu brakowało. W wodzie jakoś lepiej, ale też rozpływanie do jakichś rozsądnych prędkości zajmowało Królikowi sporo czasu. Treningowy czas na 400m poszedł fatalnie. Po 200m brakowało oddechu, nogi już piekły, cały brzuch boleśnie był ściśnięty, wzrok już jakiś przyciemniony, nieostry. A wynik niewspółmierny do tego poczucia, no i gorszy o ładnych kilkanaście sekund od wyników testowych już w tym roku osiąganych.

Fortyfoot Gentlemen's Bathing Place - można skakać ze skały nawet podczas odpływu

Gdzie indziej odpływ to kilometry wody po kostki

No i okazało się zaraz, że krew królicza popsuła się jeszcze bardziej. Że nie ma właściwości krzepnięcia, ale także coraz mniej możliwości przenoszenia tlenu. No i fak. A tu Królik starając się nie myśleć o chorobie już zaplanował zawody na najbliższe tygodnie. I nawet na tej słabowatości mógłby wystartować, nawet mógłby być ostatni, nawet mógłby mieć najgorszy czas na świecie. Byle tam być, byle wystartować. Byle nie być zamkniętym, ubezwłasnowolnionym w szpitalu...


W Dublinie mimo słabej infrastruktury na rowerach jeździ mnóstwo ludzi, a tu nowa droga rowerowa do Howth, prawie tak szeroka jak ta dla samochodów
Na Okęciu brak stacji roweru publicznego i w ogóle brak możliwości bezpiecznego dojazdu rowerem na lotnisko; a w Dublinie lepiej


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz