niedziela, 4 grudnia 2016

Czarno-biało kolorowo


Cały miesiąc poza szpitalem. To było przegięcie i tak. I pokątnie brane leki na tę zepsutą krew, które i tak niewiele pomagały. Więc z powrotem Królik wpadł w szpitalne ubezwłasnowolnienie, upokorzenie, upodlenie. Z powrotem na korytarz, z powrotem na doby, podczas których nie widzi się nawet, jaka jest pogoda na zewnątrz. Tylko że poprzedni lek ściekał do żyły cztery godziny. Był czas na wyjście na zewnątrz. Poprzedni lek nie ścinał z nóg tak, jak ten nowy, do którego Królik podłączony jest przez osiem godzin. Przy którym głowa eksploduje, chce się rzygać, spać, upadać, płakać. Królik wyszedł znów sponiewierany. I szybko, jak najszybciej z tego koszmarnego, czarnego świata, pojechał jeszcze tego samego dnia na zawody.

 
To było najważniejsze, zdążyć tam pojechać. Niekoniecznie nawet startować, ale być tam wśród tego chlapania, hałasu, kolorów, krzyków, gwizdów; wśród kolegów, nie być samemu i trochę zapomnieć o szpitalu. Chyba wcześniej by Królik tak do tego nie podszedł. Jeszcze rok temu wystartował w dwóch tylko konkurencjach, żeby się na nich skupić (to był błąd pod każdym względem, ale chodziło o wyśrubowanie życiówek – klik). W tym roku, po tych dobijających lekach i szpitalach, perspektywa się zmieniła. Startować „na luzie” – nieznane wcześniej pojęcie dla Królika – zyskało swoje uzasadnienie. Królik więc z eksplodującą z bólu głową, facjatą zasiniaczoną, z trzęsącymi się mięśniami po lekach, bez żadnej rozgrzewki po prostu popłynął 100m dowolnym i 200m zmiennym pierwszego dnia. Czasy zupełnie beznadziejne. Ale udały się skoki (w każdym razie w króliczym mniemaniu) i udało się płynąć spokojnie na długich pociągnięciach. W zmiennym udało się też nie schrzanić nawrotów jak przed rokiem. A czas zaskakująco objawił się nawet o 4 sekundy szybszy niż poprzednio.

 
Ten pierwszy dzień, a także dość dobry (choć nie ma Królik z czym porównać) wynik na 100m żabą drugiego dnia rano, dało jakąś złudną nadzieję na przynajmniej przyzwoity wynik na 400m. Jeszcze Królik w sztafecie wystartował i już trzeba się było szykować do koronnego dystansu. No i tutaj królicza porażka jest tak dotkliwa, że żadne tłumaczenia (że bez śniadania, że po szpitalu, że po dwóch innych startach) nie są w stanie Królika zadowolić. To był najsłabszy wynik od wielu lat i pogrzebanie wszelkich nadziei na złamanie sześciu minut, jakie Królik żywił jeszcze w lipcu osiągnąwszy na treningu czas około 6:09 (klik). Tak więc generalnie czarno-biało z odrobiną koloru.

Na niebiesko tempa z zawodów na 25m basenie w 2012 i 2014, na czerwono - z zawodów na dużym basenie w 2015 i treningów tegorocznych, na zielono - aktualna antyżyciowka


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz