niedziela, 6 grudnia 2015

Nie tak dobrze i bardzo źle

Tyle Królik trenuje, tyle ma nadziei i wiary, że ten cały wysiłek treningowy coś daje. I nic. Może już Królik za stary, żeby tu coś jeszcze mogło się poprawić? Zawody basenowe. Weryfikacja, na ile te 450km przepłyniętych od zeszłorocznych zawodów coś dało. Tylko że tym razem zawody na dużym basenie, a więc wyniki trudno porównywać z tymi z poprzednich lat.

Się zapisał Królik asekuracyjnie tylko na jedną konkurencję dziennie. Bardziej, żeby się nie zestresować niż żeby się nie zmęczyć (bo i tak sobie jeszcze poszedł biegać przed pierwszym popołudniowym startem, co chyba zbyt mądre nie było).

Sto metrów zmiennym na małym basenie jest fajne. Szybko się wszystko toczy, nawroty są techniczne bardzo, a na pięćdziesięciometrowym basenie, trzeba było popłynąć całe dwieście metrów tym zmiennym. Trochę się Królik testem na treningu podbudował, wyszło nieco szybciej niż w zeszłym roku i z poczuciem zapasu, poczuciem, że nie popłynął Królik tego testu na sto procent możliwości. A na zawodach miało być na ponad sto procent i jeszcze miał być bonus za skok. Te skoki po raz pierwszy Królik ta gorliwie ćwiczył przed startem. Z osiemdziesiąt skoków zrobił i choć może raczej utrwalił swoje błędy, niż się czegoś nauczył, to jednak sądząc po mniejszych plaśnięciach i obrażeniach klaty i brzucha, jednak były one nieco lepsze.


Co z tego, jak wskoczył Królik jakoś za głęboko, ledwo się spod wody wydostał, podduszony i z zerową prędkością. Delfin był – wiadomo – mozolny i wolny, ale potem było już tylko gorzej. Grzbiet fatalny, a nawrót na żabę – tragiczny. Miało być tak, jak zawsze, czyli przez prawe ramię, ale nagle lewa ręka była już na ścianie i się Królik cały przy tej ścianie kłębił przez chwilę, zanim odpłynął. Przy żabie miał ochotę się Królik rozpłakać i po prostu rzucić te całe zawody i całe to pływanie w diabły. Ostatecznie wyszła sekunda szybciej niż na teście oraz poczucie totalnego załamania i zniechęcenia. A to fatalnie wróżyło na start dnia następnego.

Czterysta metrów dowolnym. Najdłuższy dystans zawodów i niezbyt wiarygodne przekonanie Królika, że jego mocną stroną jest wytrzymałość. Podał Królik przewidywany czas z zapasem, żeby nie stresować się przypłynięciem jako ostatni w serii. A parę dni później na treningowym teście na dwa kilometry popłynął pierwsze czterysta metrów o osiem sekund szybciej niż te asekuracyjne deklaracje. To mocno Królika skonfundowało i sam już nie wiedział, na co go stać. Bał się zacząć za wolno, bo przyspieszać nie umie; bał się zacząć za szybko, żeby nie zejść w połowie drogi. W ostatniej chwili pozmieniały się listy startowe i Królik zamiast płynąć jako najsłabszy wśród mocniejszych, popłynął na środkowym torze wśród najsłabszych. Płynął mocno i oczywiście coraz wolniej, ledwo udało się o sekundę przyspieszyć na ostatniej długości. Wynik zgodny z oczekiwaniami trenerki, które Królik uznał za mocno przesadzone. Wynik o 9 sekund słabszy niż rok temu na krótkim basenie. Wydaje się jednak Królikowi, że każdy dodatkowy nawrót na małym basenie ratowałby go o nieco więcej niż o jedną sekundę, a więc że jest to wynik jakoś tam porównywalny, albo odrobinę lepszy niż rekord zeszłoroczny. Wykres międzyczasów mówi jednak sam za siebie, okrutne spowolnienie i brak możliwości przyspieszenia w końcówce. A wynik nominalnie prawie taki sam jak trzy lata temu na krótkim basenie.


Niby więc nie jest najgorzej. Jednak Królik bardzo niezadowolony jest z siebie, w szczególności z tego zmiennego i zdegustowany tym, jak płonne są najwyraźniej wszelkie jego wysiłki treningowe. Porównuje się Królik z koleżankami i kolegami z grupy, którzy nie tylko pływają znacznie szybciej, ale też są na lepszych miejscach w swoich kategoriach wiekowych, a nawet w punktacji mastersowej wypadają znacznie lepiej. Więc nie jest tylko tak, że nie jest tak dobrze, jak by Królik chciał, jest bardzo źle.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz