Tyle Królik trenuje, tyle ma nadziei i wiary, że ten cały
wysiłek treningowy coś daje. I nic. Może już Królik za stary, żeby tu coś
jeszcze mogło się poprawić? Zawody basenowe. Weryfikacja, na ile te 450km
przepłyniętych od zeszłorocznych zawodów coś dało. Tylko że tym razem zawody na
dużym basenie, a więc wyniki trudno porównywać z tymi z poprzednich lat.
Się zapisał Królik asekuracyjnie tylko na jedną konkurencję
dziennie. Bardziej, żeby się nie zestresować niż żeby się nie zmęczyć (bo i tak
sobie jeszcze poszedł biegać przed pierwszym popołudniowym startem, co chyba
zbyt mądre nie było).
Sto metrów zmiennym na małym basenie jest fajne. Szybko się
wszystko toczy, nawroty są techniczne bardzo, a na pięćdziesięciometrowym
basenie, trzeba było popłynąć całe dwieście metrów tym zmiennym. Trochę się
Królik testem na treningu podbudował, wyszło nieco szybciej niż w zeszłym roku
i z poczuciem zapasu, poczuciem, że nie popłynął Królik tego testu na sto
procent możliwości. A na zawodach miało być na ponad sto procent i jeszcze miał
być bonus za skok. Te skoki po raz pierwszy Królik ta gorliwie ćwiczył przed
startem. Z osiemdziesiąt skoków zrobił i choć może raczej utrwalił swoje błędy,
niż się czegoś nauczył, to jednak sądząc po mniejszych plaśnięciach i
obrażeniach klaty i brzucha, jednak były one nieco lepsze.
Co z tego, jak wskoczył Królik jakoś za głęboko, ledwo się spod
wody wydostał, podduszony i z zerową prędkością. Delfin był – wiadomo – mozolny
i wolny, ale potem było już tylko gorzej. Grzbiet fatalny, a nawrót na żabę –
tragiczny. Miało być tak, jak zawsze, czyli przez prawe ramię, ale nagle lewa
ręka była już na ścianie i się Królik cały przy tej ścianie kłębił przez
chwilę, zanim odpłynął. Przy żabie miał ochotę się Królik rozpłakać i po prostu
rzucić te całe zawody i całe to pływanie w diabły. Ostatecznie wyszła sekunda
szybciej niż na teście oraz poczucie totalnego załamania i zniechęcenia. A to
fatalnie wróżyło na start dnia następnego.
Czterysta metrów dowolnym. Najdłuższy dystans zawodów i niezbyt
wiarygodne przekonanie Królika, że jego mocną stroną jest wytrzymałość. Podał
Królik przewidywany czas z zapasem, żeby nie stresować się przypłynięciem jako
ostatni w serii. A parę dni później na treningowym teście na dwa kilometry
popłynął pierwsze czterysta metrów o osiem sekund szybciej niż te asekuracyjne
deklaracje. To mocno Królika skonfundowało i sam już nie wiedział, na co go
stać. Bał się zacząć za wolno, bo przyspieszać nie umie; bał się zacząć za
szybko, żeby nie zejść w połowie drogi. W ostatniej chwili pozmieniały się
listy startowe i Królik zamiast płynąć jako najsłabszy wśród mocniejszych,
popłynął na środkowym torze wśród najsłabszych. Płynął mocno i oczywiście coraz
wolniej, ledwo udało się o sekundę przyspieszyć na ostatniej długości. Wynik
zgodny z oczekiwaniami trenerki, które Królik uznał za mocno przesadzone. Wynik
o 9 sekund słabszy niż rok temu na krótkim basenie. Wydaje się jednak
Królikowi, że każdy dodatkowy nawrót na małym basenie ratowałby go o nieco
więcej niż o jedną sekundę, a więc że jest to wynik jakoś tam porównywalny,
albo odrobinę lepszy niż rekord zeszłoroczny. Wykres międzyczasów mówi jednak
sam za siebie, okrutne spowolnienie i brak możliwości przyspieszenia w
końcówce. A wynik nominalnie prawie taki sam jak trzy lata temu na krótkim
basenie.
Niby więc nie jest najgorzej. Jednak Królik bardzo niezadowolony
jest z siebie, w szczególności z tego zmiennego i zdegustowany tym, jak płonne
są najwyraźniej wszelkie jego wysiłki treningowe. Porównuje się Królik z
koleżankami i kolegami z grupy, którzy nie tylko pływają znacznie szybciej, ale
też są na lepszych miejscach w swoich kategoriach wiekowych, a nawet w
punktacji mastersowej wypadają znacznie lepiej. Więc nie jest tylko tak, że nie
jest tak dobrze, jak by Królik chciał, jest bardzo źle.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz