środa, 31 sierpnia 2016

Leczenie


W równym stopniu co leczenie, jest to także trucie. Może pomóc, ale nie wiadomo na ile; prawie na pewno może zaszkodzić. Bo te lecznicze specyfiki raczej niszczą niż budują. Nie tylko chemicznie, ale i w ogóle leczenie szpitalne zwala z nóg. Bo:


1. Farmakoterapia jest niewybiórcza, tylko wali na oślep jak cepem przez łeb, być może trochę naprawiając, co zepsute; ale i psując, co zdrowe
2. Szpital ubezwłasnowolnia, lekarze traktują jak żyłę, do której wlewać można różne substancje; żyła ma nie zadawać pytań
3. Szpital przygnębia, nie daje odpocząć, koszmarzy opowieściami i stanem współpacjentów
4. Ze szpitala nie można wyjść mimo słońca, dla ratowania własnej równowagi psychicznej, w końcu wychodzi się zmęczonym i steranym
5. Szpital powoduje zadręczanie się tym, co będzie dalej, szukaniem swoich win, swoich słabości, niekonsekwencji, złego prowadzenia się



Cała ta bezradność i strach to jeszcze nic wobec ciała, które jakby nie swoje, jakby nie bardzo materialne, jakby kończyny nie do końca do niego pasowały. Zniknęła cała siła nagromadzona podczas obozu, wszystkich treningów. Mięśnie działają jakby bez oporu, jakby były zbyt dobrze naoliwione, przesuwają się, ale nie wykonują pracy. Wystarczyło kilka dni trucia, by wykopać metabolizm i układ odpornościowy na jakieś inne tory. Wcale przecież nie wiadomo, czy lepsze niż poprzednio. I dalej nie wiadomo, co dalej…

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz