wtorek, 27 września 2016

Przekupstwo na koniec wakacji


Krew królicza nadal popsuta. Tydzień po wypuszczeniu ze szpitala, już chcieli Królika z powrotem zamknąć. Ale Królik przekupił, a może raczej zaszantażował, lekarza i oznajmił, że wyjeżdża do Kopenhagi i koniec. Bo ważna konferencja, a może ważniejsze – bilety kupione, dwa dodatkowe dni opłacone w hotelu, szykujący się ostatni letni weekend, ostatnia szansa do popływania w morzu w tym roku. No i z jakimiś ratunkowymi medykamentami w plecaku, poleciał Królik do Kopenhagi, którą zna nieźle, i którą uwielbia przede wszystkim ze względów rowerowych i możliwości pływowych. Jeśli chodzi o dostęp do wody Kopenhaga niekiedy przewyższa Sztokholm (piaszczyste plaże, ale brak jeziorek), a rowerowo dorównuje (choć inaczej) Amsterdamowi.

Pływalnia na Amagerstrand

Pływalnia na Islands Brygge w samym centrum miasta
 
Więc Królik skupił się na tym pływaniu. A że miał czas na dojazdy, jeździł raczej na plażę, niż do otwartych basenów wpuszczonych w morze w środku miasta (tam zresztą temperatura wody była niższa, chyba ze względu na portową głębokość i mniejsze nasłonecznienie wśród zabudowy). Po raz kolejny okazało się, że Królik nienawidzi pływać w piance, którą przezornie wziął ze sobą. Nie, nie, nie, to nie jest pływanie, tylko takie bujanie się na falach, niewygodne toto, ruchy krępuje, nieprzyjemnie zimna woda przedostaje się do środka, zanim wypełni piankę, zawsze gdzieś skórę obetrze, ciężkie, mokre i śmierdzące trzeba to potem transportować do domu/hotelu, płukać, suszyć. Faktycznie od zimna nieco chroni. Woda w Sundzie miała jakieś 14 stopni. Jak się energicznie płynie, to jest taka woda do wytrzymania. W piance w sumie nawet nie bardzo energicznie można sobie leżeć w takiej wodzie. Ale za każdym razem Królik zrzucał tę gumę i dopływał jeszcze kilkanaście minut w samym kostiumie.

Amagerstrand

Zejście do wody na plaży w Klampenborg

Ale najprzyjemniejsza okazała się wyprawa na bardzo opustoszałą plażę na północnym wybrzeżu Sjælland, zwanej też Zelandią (choć dla Królika ta nazwa przynależy raczej prowincji Holandii). Bo tam Królik pływał nago (Duńczycy nagminnie pływają nago i w całkiem nie odosobnionych miejscach). I to okazało się najdoskonalszym sposobem. Bez kostiumu, nawet bez czepka i okularków. Królik i woda. Woda czysta, z łagodniutko kołyszącą się na płyciznach bałtyckiej cieśniny falą, tylko odrobinę słona. Było absolutnie perfekcyjnie. Jedynie meduzy trochę przeszkadzały. Sporo tej galarety pływało wokół, ale było to głównie nieprzyjemne w dotyku, bo zupełnie nie parzyły one skóry.

Pustawe plaże północnego wybrzeża Sjælland

Takie miłe dwa dni na koniec wakacji. A już z powrotem Królik w ubezwłasnowolnieniu szpitalnym.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz