wtorek, 14 lipca 2015

Blixväxling


Cotygodniowe otwarte spotkania treningowo-rywalizacyjne "Try triathlon" pod auspicjami triathlonu sztokholmskiego gromadzą pokaźną grupkę amatorów. Od takich, którzy pożyczają na miejscu piankę, wkładają ją tyłem do przodu, a w trasę rowerową wyruszają rowerami miejskimi; po takich na poły profesjonalnych triathlonistów, którzy przychodzą ścigać się z kosmicznymi prędkościami na wypasionych rowerach. Królik więc plasuje się gdzieś pomiędzy tymi skrajnościami, a spotkania wykorzystuje do ćwiczenia szybkości i zmian.

Dystans bowiem jest skromny, akurat na trening szybkościowy. Pływania w morzu jest około 400m i to „około” jest tu bardzo zasadne, bo dystans poważnie różni się w zależności od tego, w którym miejscu organizatorzy akurat upuszczą bojkę znaczącą miejsce zawracania. Trasa rowerowa króciutka, jakieś 6.5km po niezłym asfalcie, ale wśród samochodów i z dwoma nawrotkami; za to nietypowo jak na sztokholmskie warunki, prawie zupełnie płaska. No i wreszcie niecałe 2.5km trasy biegowej z dwoma dość paskudnymi podbiegami. Proporcje trzech dyscyplin są więc dość nietypowe. Gdyby było prawie dwa razy więcej roweru, byłby prawie super sprint. Pływania jest proporcjonalnie (w porównaniu do dystansów olimpijskiego i IM, tudzież ich ułamków) najwięcej. Inaczej niż na oficjalnych dystansach, tu każda z dyscyplin zajmuje – Królikowi przynajmniej – podobną ilość czasu. Dość nieformalna strefa zmian zorganizowana jest na trawniku, gdzie każdy wygospodarowuje sobie miejsce na położenie roweru i reszty swoich bambetli.


Strefa zmian i socjalizacji

Królicza rywalizacyjna natura każe mu się ścigać za każdym razem i skrzętnie zliczać, ile osób jest przed nim, ile go wyprzedziło i tak dalej. Ale ściga się oczywiście też ze swoimi poprzednimi czasami. Królik więc wykorzystuje to, co może, czyli przede wszystkim pływanie. Ustawia się w miarę z przodu przy starcie z wody i zaczyna mocno, by jak najszybciej wypłynąć z pralki, co przy większej liczbie uczestników niekoniecznie się udaje. Na ogół jednak faktycznie wychodzi z wody wśród najszybszych, mimo że jest jedną z niewielu osób płynącą bez pianki. I tu Królik znów zyskuje na szybkich zmianach. Nie musi Królik się przebierać, jak co poniektórzy, którzy po wyjściu z wody robią generalną przebierankę. Królik wciąga tylko skarpetki i buty, zakłada kask i leci dalej. Jeszcze szybciej robi drugą zmianę, bo nie musi zmieniać butów. Rzuca Szkota i kask w strefie zmian prawie nie zwalniając i już jest na trasie biegowej. Ten nadrobiony na pływaniu i zmianie czas, a także krótka trasa rowerowa powodują, że na rowerze Królika wyprzedzają tylko pojedyncze osoby. Prawdziwe wyprzedzanie zaczyna się dopiero na biegu, który awansuje do najsłabszej króliczej dyscypliny. To jest naprawdę deprymujące, gdy całe watahy zawodników wyprzedzają biegnącego jak na zwolnionym filmie Królika.

Póki co wyniki z poszczególnych tygodni nie różnią się znacznie. Największy rozrzut jest w pływaniu, bo długość trasy i wirowanie pralki, bywa bardzo różne. Na rowerze i biegu te różnice to kilkanaście sekund.



Spotkania są naprawdę bardzo sympatyczne. Bierze w nich udział każdorazowo 30-100 osób. Są totalnie niezobowiązujące, a jednocześnie dość profesjonalnie zorganizowane. Przed każdym startem są pogadanki z trenerami. Oprócz ćwiczenia sytuacji startowej i zmianowej, można się też sprawdzić w bardzo różnych warunkach pogodowych. W ulewnym deszczu, w upale, na wietrze. Za każdym kolejnym razem Królik ma wrażenie, że normalizuje mu się ten triathlon, że następowanie po sobie dyscyplin oraz strefa zmian stają się oczywiste, że zaczynanie kolejnego etapu na wysokim tętnie, woda spływająca do butów, bieganie w jednoczęściowym kostiumie, stają się całkiem zwyczajne. Do zasadniczego startu jeszcze kilka takich próbnych treningów zostało.

Płyniemy. Zaczyna się ogólny piknik na mecie

A przy okazji, w tym samym zresztą parku (królewskim, nie byle jakim), zrobił Królik po raz drugi aquathlon 2km-7km. Udało się urwać niecałą minutę z zeszłorocznego wyniku. I to tylko dzięki błyskawicznej zmianie. Ta była możliwa, bo Królik bez pianki popłynął. A mimo to pływ wyszedł nawet troszkę szybciej niż rok temu w piance. Więc dobrze. I żadnego tracenia równowagi po wyjściu z wody nie było (klik). Niestety, prawie cały zysk został zmarnowany słabiutkim biegiem…





Cisza przed startem. W zeszłym roku srebrny medal za drugie miejsce. W tym roku konkurencja była silniejsza

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz