środa, 29 sierpnia 2018

Dziesięć wysp, z których można nie wrócić

Miał Królik iść pieszo przez polski Bałtyk, ale to się nie udało. Musiał coś wymyślić naprędce, żeby jeszcze w jakimś morskim środowisku spędzić kawałek wakacji. Wielkiego wyboru nie było. Trzeba było jechać tam, gdzie woda, wiatr, chłodno, pusto, no i gdzie stracić zdrowie można na jakichś dziwacznych zawodach. W sumie po poprzednim lataniu po lasach i jeziorkach w lipcu, Królik nie spodziewał się aż takiego fantastycznego hardcore’u. Ale tym razem były warunki skalno-morskie, do tego pogoda zrobiła się idealna, pochmurno, zimno i do tego mocny wiatr w twarz, który skutecznie rozhuśtał morze.

Kamienie i morze

Pierwszy raz skaleczył się Królik już na pierwszym z piętnastu wygramoleń się z morza, a potem właściwie za każdym razem coś sobie uszkadzał. Bieganie po skałach było ku zdumieniu Królika najprostszą częścią tego wyścigu. Choć jeszcze poprzedniego dnia wydawało się to Królikowi zupełnie niemożliwe, skakał w dół, biegł w górę i w ogóle do przodu całkiem sprawnie. 

Kamienie i morze

Kamienie i morze

Zejścia do wody to była inna inszość. Nie wiedząc, co jest pod spodem spienionej fali, trudno było skakać. Fala wywalała z powrotem na kamień, bojka uciekała spomiędzy nóg, buty i tyłek przekręcało w kierunku płynięcia. Samo pływanie na falach nie było złe, choć nie było widać absolutnie nic, w szczególności punktu przeznaczenia, a słona woda wlewała się, a potem cofała do gardła kwaśnym wyrzygiem. Na śliski kamień po drugiej stronie nie dawało ani wślizgnąć się brzuchem metodą na fokę, ani złapać niczego (chyba że ostrych skorupiaków przecinających skórę na dłoni). 

Kamienie i morze

Kamienie i morze

Królik zgubił bojkę, która w sumie bardziej przeszkadzała niż pomagała z powodu tych przegramoleń: obślizgły kamień – spienione morze – kolejny obślizgły kamień. No i tak nawet zgodnie z planem na pływaniu parę osób Królik wyprzedził. Z powodu stanu morza ostatni odcinek pływacki zlikwidowano i po trzech godzinach w trasie miał jeszcze Królik siłę wyprzedzić dwóch osobników na odcinku biegowym i zakończyć wyścig fantastycznie nieudolnym i niezgrabnym skokiem do portu. 

Kamienie i morze

Kamienie i morze. O, trochę trawy!

Ósme miejsce w kategorii solo wśród kosmicznie poruszających się w tych warunkach miejscowych wyspiarzy bardzo Królika uradowało. Drugi swimrun wyzwolił w Króliku przeróżne przemyślenia o własnym sportowym przeznaczeniu; niezwykłe pomysły co do technologicznych innowacji w tym sporcie, który bardzo, bardzo zależy od okoliczności przyrody, no i pozostawił Królika z poparzonym od meduzy ramieniem, jednym okropnym obtarciem od pianki i tysiącem zadrapań i siniaków na kolanach i dłoniach.





A tak w ogóle to jeteborjski norra skärgård jest bardzo fajnym miejscem. Parę kamieni na morzu, pusto, nieliczni miejscowi na totalnym luzie. Królik popływał, pobiegał, pogapił się na morze. Zmarzł (!) pierwszy raz od trzech miesięcy. I nawet popracował trochę. 10 island swimrun zorganizowany świetnie, z właściwą miejscowym troską o bezpieczeństwo osób i nonszalancją, jeśli chodzi o bezpieczeństwo mienia. Dopiero na zdjęciach dotarła do Królika groza tych warunków. Najlepsze zawody to te, z których można nie wyjść cało. Było fantastycznie!


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz