Taka tam sobie stolica
Północnej Irlandii. Niewielkie, trudne miasto.
 |
Drogowskazy National Cycle Network i zjazd w ciągu pieszo-rowerowego na skrzyżowanie. W tle Samson (lub Goliath) stoczni Harland&Wolff |
Do tego miał Królik sporo
pracy. No i deszcz padał co chwila. Udało się jednak skorzystać z aplikacji
next bike (a nawet oszukać ją na kursie walutowym – za three day ticket, który
kosztuje 5 funtów, next bike pobrał sobie 5 peelenów). I tak pojeździł Królik
kilkadziesiąt kilometrów po Belfaście i okolicy.
 |
W Belfaście Next Bike to Coca Cola Zero |
 |
Niezbyt miłe pasy rowerowe wzdłuż peace wall i drogi szybkiego ruchu |
Miasto jest niewielkie i
raczej słabo urowerowione. Infrastruktura jest głównie w centrum, jakości
bardzo umiarkowanej. Są pasy rowerowe, są pasy rowerowo-autobusowe, są śluzy i
kontrapasy. Te dwa ostatnie elementy notorycznie zastawiane przez auta. Z rzadka
trafiają się całkiem wydzielone drogi dla rowerów, a wówczas raczej na krótkich
odcinkach. Poza centrum też są jakieś chodnikowo-rowerowe rozwiązania,
zaniedbane rowerowe pobocza wzdłuż większych wylotówek. Jest narodowa sieć
połączeń drogowych, która w dużej mierze ogranicza się do oznakowania. Kierowcy
chyba są umiarkowanie wyrozumiali, mniej w mieście (choć jakoś bezpieczniej się
czuł Królik na jezdni w Belfaście niż w Dublinie), bardziej poza miastem, na
przykład na trasach wzdłuż morza.
 |
Śluzy rowerowe, często jedyna "infrastruktura" rowerowa. Dwukierunkowy, krótki odcinek drogi dla rowerów w centrum |
 |
Pas autobusowo-motocyklowo-rowerowy. Kontrapas (oczywiście zablokowany parkującą taksówką) |
Łagodny, ale jednak
wietrzno-deszczowy klimat, a także górki, sprawiają, że niewiele jest w
Irlandii kultury rowerowych dojazdów. Choć Dublin zrobił ogromny postęp w tym
zakresie w ostatnich latach, Belfast wydaje się pozostawać w tyle.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz