W momencie, gdy wszyscy z zapałem domykają
swoje plany pod wiosenne maratony, Królik melduje absolutną niegotowość.
Od roku Królik myśli o przekicaniu
półmaratonu w dobrym tempie. Nie życiówkowym, ale dobrym, przyzwoitym tempie
5.00, które dałoby wynik gorszy o ponad 6 minut od życiówki. Powoli na jesieni
dochrapał się Królik przyzwoitego, choć nie w pełni satysfakcjonującego, wyniku
na 10km. A potem zaczął realizować plan pod półmaraton. I ten ciężki plan
inspirowany Danielsem, całkiem ładnie się realizował aż do połowy stycznia, gdy
to pojawiło się jakieś kłucie w achillesie. To kłucie w zasadzie nie
przeszkadzało, w zasadzie samo przechodziło w trakcie biegu, ale Królik oddał
się w ręce mądrzejszych, którzy po obmacaniu stwierdzili zgrubienie, które
trzeba zlikwidować, by się to ścięgno całkiem nie rozsznurowało. Więc Królik
zwolnił. Zwolnił tempo i zmniejszył kilometraż. Uzupełnił wszystko dodatkowymi
ćwiczeniami, by obłaskawić greckiego bohatera. A potem przyszły narty i przerwa
w bieganiu oraz totalny rozkład króliczego organizmu. Oprócz poobcieranych i
poodciskanych nóg, oprócz ponadszarpywanych mięśni tułowia, zalęgło się
Królikowi coś w zatokach i wychodziło, wychodziło tygodniami przez króliczy nos
w formie krwawej ropy, skrzepów i wody.
![]() |
Anatomia porażkowego Królika |
Półmaraton w Warszawie za kilkanaście dni.
Pora porzucić królicze złudzenia i nadzieje i nastawić się na porażkę. To
znaczy porażka już nastąpiła. Bo Królik ostatnio biegał mało i wolno, bo
biegało mu się bardzo ciężko i satysfakcjonujący wynik jest teraz zupełnie poza
króliczym zasięgiem. Eh… tu powinna nastąpić jakaś optymistyczna puenta, ale
jakoś Królik jej teraz nie znajduje.
Królik, Ty nie marudź, tylko pamiętaj, że najważniejsza w bieganiu to jest przyjemność:) Nie masz formy? Biegnij dla przyjemności, życiówka się jeszcze nabiega!
OdpowiedzUsuńDobra, już dobra. Nie jest źle (dziś udało się Królikowi wcześniej wyjść z pracy i pokicać trochę po lesie pod tym słońcem niesamowitym), a będzie lepiej :)
UsuńOd razu lepiej!:)
Usuń