Dziś króliczy hodometr
przeskoczył o kolejnych kilkanaście kilometrów. Statystyki nie są pełne, sezony
biegowe podziurawione kontuzjami i zapaścią, ale każda okrąglejsza liczba na
liczniku, to powód do zadumy. Królicza zaduma zatrzymała się więc dziś na
odległości pomiędzy Warszawą a Władywostokiem (w linii prostej), bo tyle właśnie
wskazał hodometr.
Dużo to, czy mało?
Kawał świata. Dziesięć godzin różnicy czasu. Gdyby maszerować dziesięć godzin
dziennie, zajęłoby to 125 dni. Z drugiej strony jakby mało. To niecałe 20%
obwodu ziemi w najtłustszym miejscu. Koleją transsyberyjską jedzie się z Moskwy
do Władywostoku sześć dni; samolotem leci raptem osiem i pół godziny. A Królik
w końcu biegnie już tak parę lat. Dość rozważań, teraz musi Królik z tego
Władywostoku wrócić. Najlepiej z negative splitem…
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz