sobota, 18 stycznia 2014

Do Władywostoku. I z powrotem…


Dziś króliczy hodometr przeskoczył o kolejnych kilkanaście kilometrów. Statystyki nie są pełne, sezony biegowe podziurawione kontuzjami i zapaścią, ale każda okrąglejsza liczba na liczniku, to powód do zadumy. Królicza zaduma zatrzymała się więc dziś na odległości pomiędzy Warszawą a Władywostokiem (w linii prostej), bo tyle właśnie wskazał hodometr.

Dużo to, czy mało? Kawał świata. Dziesięć godzin różnicy czasu. Gdyby maszerować dziesięć godzin dziennie, zajęłoby to 125 dni. Z drugiej strony jakby mało. To niecałe 20% obwodu ziemi w najtłustszym miejscu. Koleją transsyberyjską jedzie się z Moskwy do Władywostoku sześć dni; samolotem leci raptem osiem i pół godziny. A Królik w końcu biegnie już tak parę lat. Dość rozważań, teraz musi Królik z tego Władywostoku wrócić. Najlepiej z negative splitem…

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz