niedziela, 5 lipca 2020

Terug aan het zwembad


We Flandrii baseny działają od 4 dni. Na razie Belgische koterij w pełnej okazałości. Wszystkie pomysły niechuchania sobie w twarz, czy niedotykania tych samych sprzętów, powodują więcej zamieszania niż potencjalnie mogą przynieść pożytku.

Prawdziwy trening, pierwszy od pięciu miesięcy

Ale jest cudownie. Ciało unoszące się na ciepłej, niebieskiej wodzie. Stopy muskające kafelkową ścianę; za daleko, ledwo palcami można się odbić; za blisko, pięty łomocą z całym impetem w mur. Kompletnie zaparowane okularki zanim jeszcze zaczęło się płynąć. Deseczka wypadająca spomiędzy ud przy nawrocie. Szczypiąca woda nalewająca się do nosa, uderzająca szczypiącym chlorem aż w zatoki. Łapki, które spadły z murka i trzeba gramolić się brzuchem na zewnątrz, żeby je dosięgnąć. Jakieś wieloryby wpływające na szybki tor ni z tego ni z owego, płynące środkiem i zatrzymujące się tuż przed ścianą. Płynący delfinem na tym samym torze profesjonaliści, którzy dobijają samym swoim wyglądem. Suche ubrania wyślizgujące się z ręki prosto na zalaną podłogę w szatni. Głuchota pobasenowa wylewająca się dopiero wieczorem z ucha na poduszkę.


Królika nowe ciało też uwielbia to wszystko. Choć coś tam jeszcze ciągnie, szczypie, boli. Czasy za to zatrważające. Tak wolno to Królik nie pływał przed CUTem nawet w trzeciej godzinie treningu.

Oprócz basenu, jest jeszcze nowe jeziorko, choć trzeba jechać nad nie półtorej godziny i płacić za wstęp, a pływa się tylko na ogrodzonej płyciźnie. Ale jest fala, jest wiatr, jest zimno; są zapiaszczone stopy i brudny ręcznik. Można leżeć na wodzie i gapić się na chmury. Można po pływaniu okutać się we wszystko co się ma i siedzieć na szarym piasku z zamkniętymi oczami.


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz