niedziela, 22 maja 2016

Dziesięć tysięcy


Kiedyś, dawno, dawno temu na pewnym biegowym portalu były takie trzy rysuneczki biegaczy z dystansami: dla początkujących, dla zaawansowanych i ultra, przy którym to ultra widniało „+10 000km”. Królikowi się wówczas wydawało, że dziesięć tysięcy to strasznie dużo. I że ci, którzy tyle już przebiegli, to są jacyś mega niesamowici ludzie. Potem, jak Królik zaczął spisywać swoje wyniki, a wkrótce też biegać coraz więcej, to pomyślał, że w sumie powinno mu to zająć jakieś pięć lat i już sam będzie mega ultra biegaczem.

I jakoś się inaczej wszystko potoczyło. Przebiegnięcie tych 10 000km zajęło Królikowi lat niemal osiem. Po prawie trzech latach biegania bowiem wszystko się załamało. Królik biegał coraz więcej i szybciej, wykręcił fajne rekordy, a potem wszystko zaczęło boleć, słabość ogarnęła Królika. Biegowy kilometraż spadł do zera, a Królik padł na ulicy. Wtedy by się Królik do tego nie przyznał, ale teraz może już trochę tak, że to całe załamanie być może było też spowodowane tym, że Królik bardzo chciał szybciej dobiec do tych 10 000km.


Się Królik wygrzebał i w 2013 roku znów przebiegł ponad 2000km. A potem znów w 2014 roku zaczęło się niefajnie. Od bolących achillesów, przez dziwne bóle brzucha, naciągnięte powięzi. W niektóre miesiące Królik nie biegał praktycznie wcale. Roczny kilometraż spadł o połowę.

I tak niestety zostało na razie. Bo co się Królik rozpędzi, to coś zaczyna boleć. Więc biega mało i wolno, żeby znów coś nie trzasnęło. Poza tym więcej pływa, więcej jeździ na rowerze jednym i drugim i trzecim. Więc i siły na bieganie ma mniej.

Ale w końcu Królik te swoje dziesięć tysięcy uciułał. Wolno i w słabym stylu. Bo niestety sam kilometraż jeszcze o doświadczeniu i zaawansowaniu nie świadczy.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz