Kiedyś, dawno, dawno temu na pewnym biegowym portalu były takie
trzy rysuneczki biegaczy z dystansami: dla początkujących, dla zaawansowanych i
ultra, przy którym to ultra widniało „+10 000km”. Królikowi się wówczas
wydawało, że dziesięć tysięcy to strasznie dużo. I że ci, którzy tyle już
przebiegli, to są jacyś mega niesamowici ludzie. Potem, jak Królik zaczął
spisywać swoje wyniki, a wkrótce też biegać coraz więcej, to pomyślał, że w
sumie powinno mu to zająć jakieś pięć lat i już sam będzie mega ultra
biegaczem.
I jakoś się inaczej wszystko potoczyło. Przebiegnięcie tych 10
000km zajęło Królikowi lat niemal osiem. Po prawie trzech latach biegania
bowiem wszystko się załamało. Królik biegał coraz więcej i szybciej, wykręcił
fajne rekordy, a potem wszystko zaczęło boleć, słabość ogarnęła Królika.
Biegowy kilometraż spadł do zera, a Królik padł na ulicy. Wtedy by się Królik
do tego nie przyznał, ale teraz może już trochę tak, że to całe załamanie być
może było też spowodowane tym, że Królik bardzo chciał szybciej dobiec do tych
10 000km.
Się Królik wygrzebał i w 2013 roku znów przebiegł ponad 2000km.
A potem znów w 2014 roku zaczęło się niefajnie. Od bolących achillesów, przez
dziwne bóle brzucha, naciągnięte powięzi. W niektóre miesiące Królik nie biegał
praktycznie wcale. Roczny kilometraż spadł o połowę.
I tak niestety zostało na razie. Bo co się Królik rozpędzi, to
coś zaczyna boleć. Więc biega mało i wolno, żeby znów coś nie trzasnęło. Poza
tym więcej pływa, więcej jeździ na rowerze jednym i drugim i trzecim. Więc i
siły na bieganie ma mniej.
Ale w końcu Królik te swoje dziesięć tysięcy uciułał. Wolno i w
słabym stylu. Bo niestety sam kilometraż jeszcze o doświadczeniu i
zaawansowaniu nie świadczy.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz