Jak dobrze nie musieć czytać o tym, co kto pobiegał, jakie
życiówki zrobiła, ile trenował, jakie ma plany, gdzie wyjeżdża, co zjadła, ile
schudł, co kupił. Nie być na bieżąco z życiem nieznaczących innych, skupić się
na tych znaczących, czyli tych, z którymi kontakt ma się całkiem naoczny i
namacalny. Ile niepotrzebnego stresu z zawiści, podziwu, złości, zazdrości,
porównywania można sobie ująć, ile czasu odzyskać, prostym wyłączeniem
fejsbuka. Królik jest w stanie odłączenia.
Jest w stanie odłączenia też dlatego, że i tak ma dużo pracy,
sporo czasu przeznacza też na trenowanie. A do tego jeszcze – jak zwykle – a to
coś sobie Królik przeciąży, a to coś ma przykurczone, czy naciągnięte. Żongluje
więc treningami, które przesunęły się głównie indoors, gdy złota polska jesień
ustąpiła, wyjątkowo ciepłej zresztą, jesiennej szarudze. Skupia się więc Królik
głównie na pływaniu i kręceniu z wysoką kadencją. Pływanie – zaskakuje sam
siebie Królik po raz setny – jest jednak najfantastyczniejszą dyscypliną, z
tyloma szczegółami technicznymi, nad którymi pracować można bez końca cyzelując
najdrobniejszy element ruchu, z orką nad wydolnością, pracą nad szybkością i
dziesiątkami różnych śmiesznych ćwiczeń. A to wszystko w miękkiej, ciepłej, niebieskiej
i jadącej chlorem wodzie.
A kręcenie też jest akurat dla Królika. Odmóżdżające, wymagające
głównie jakiejś upartości i odporności psychicznej, dobrze nadające się na
trening po pracy, gdy za oknem pada deszcz, a Królik nie ma już siły na
myślenie i może gapić się przez godzinę na przeskakujące na garminie sekundy. W
kompletnym odłączeniu.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz