Patrzy Królik na rowerzystów w Warszawie i
serce mu się kraje, jak mało jest wśród nich dzieci i nastolatków. Na co dzień
jest ich naprawdę bardzo niewielu, a przecież szkoła podstawowa, czy gimnazjum
znajdują się na ogół właśnie w odległości bardzo rowerowej od domu.
Królik jeździł do szkoły na rowerze od 9 roku
życia. Może były to trochę inne czasy i rodzice się tak strasznie o swoje
dzieci nie bali, a może dlatego, że nie było to w Polsce. Myśląc o tych
dzieciakach, Królik zmierzył swoją pierwszą trasę z domu do szkoły, bo wówczas
nie był jeszcze tak uzależniony od zbierania wszelkich danych liczbowych.
Okazało się, że szkoła, do której chodził jako dziewięciolatek była odległa od
domu raptem o jakieś 1.2km. A wydawało się wówczas Królikowi, że pół miasta
przemierzał. Kolejna szkoła, do której Królik jeździł w wieku lat czternastu,
była oddalona od domu o nieco więcej niż 2km, choć żeby się do niej dostać
trzeba było pokonać spore wzniesienie, przez co wydawało się, że jest to
znacznie dalej.
Choć dystans paru kilometrów jest niewielki,
jazda na rowerze skraca czas dostania się do szkoły o połowę w stosunku do
chodzenia na piechotę, a co ważniejsze daje takiemu nastolatkowi niesamowitą
wolność. To właśnie w tym wieku Królik zaczął samotnie jeździć poza miasto,
bardzo daleko, jak mu się wydawało, a czy to było pięć, dziesięć, czy więcej
kilometrów, to trudno dziś powiedzieć. Czasem trafiał Królik na wieczorną burzę
i wracał całkiem przemoczony i przeszczęśliwy, czasem sam zadawał sobie
wyzwanie wspięcia się na wzgórze w jakimś czasie i włączał swojego walkmana,
który zwalniał i śpiewał grubym głosem wraz z wyczerpywaniem się baterii;
czasem przebijał Królik oponę na dziwnych kolczastych nasionkach pewnego krzewu
(dopóki nie zamontował gumowej przekładki między oponą a dętką) i wracał do
domu na piechotę. Nauczył się Królik spędzać czas sam ze sobą, nauczył się
orientować w przestrzeni, utwardził sobie pośladki i nabrał przekonania, że
uwielbia jeździć na rowerze. A mimo to z powrotem w Warszawie, w której do
liceum miał około 6km, jeździł głównie autobusem, wycieczki rowerowe
zostawiając sobie albo na nocne (platoniczno-miłosne) włóczenie się po mieście,
albo odkrywanie okolic podmiejskich. I nawet chyba nikt nie mówił Królikowi, że
niebezpieczna jest trasa do szkoły, czy że jeździć nie wolno. Po prostu SIĘ nie
jeździło do szkoły na rowerze i tyle.
Tylko żeby dzieciaki zaczęły po Warszawie
jeździć na rowerach, muszą poczuć się bezpiecznie (one i ich rodzice). A z tym
jest kiepsko. Różne ruchy pozorne za to można zaobserwować. Zamontowano na
przykład podnóżki dla rowerzystów w przedziwnych miejscach. Pomysł może jest i
dobry, gorzej – jak zwykle – z wykonaniem. W Alejach Ujazdowskich przy Pięknej
jeden z nich został zdemontowany już pierwszego dnia, bo stanowił większe
zagrożenie niż pożytek. No i razi wydawanie kasy na coś, co nie jest niezbędne,
gdy niezbędnego brak.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz