Królik nie raz już chwalił rowerową infrastrukturę w
Sztokholmie. Wraz z gromadzonymi doświadczeniami i eksploracją kolejnych
szlaków, dostrzega coraz więcej zalet, ale i wad istniejącej tu infrastruktury.
Zrobiło się też wiosennie, cieplej, jaśniej i ruch rowerowy
zdaje się wzrastać z każdym dniem. Trafił też Królik na tutejsze blogi
rowerowe. W głowie im się poprzewracało, pomyślał w pierwszej chwili Królik
poprzez cały swój bagaż wschodnioeuropejskich doświadczeń, gdy zaczął czytać
narzekania tutejszych cyklistów. Bo że studzienka na środku pasa rowerowego; bo
że przeplata się pas rowerowy z autobusami, które muszą zajechać na przystanek;
a bo nierówna nawierzchnia, na której zbiera się woda; a bo słabo wyznaczony
objazd w przypadku robót drogowych; a bo słupek w skrajni drogi dla rowerów.
Wzburzenie miejscowych wzbudziła między innymi przebudowa
jednego z mostów. Co prawda poszerzono tam w zeszłym roku drogę dla rowerów,
ale gdy stopniał śnieg, okazało się, że spod betonu wychodzą stalowe igły
zbrojenia. Most okazał się idealną pułapką na miękkie rowerowe dętki. Miasto
się kaja i w zeszłym tygodniu kilkanaście osób (niestety nie tych,
odpowiedzialnych za cały bałagan) na kolanach cały dzień wydłubywało elementy
zbrojenia spod betonu.
 |
Zbrojenie wychodzi z betonowej nawierzchni ścieżki
|
Krytykowany jest też projekt Nya Slussen, czyli przebudowa
najważniejszego węzła komunikacyjnego w mieście. Zdaniem krytyków węzeł zbyt
optymistycznie zaprojektowany jest jako przestrzeń publiczna, a nie jako węzeł
komunikacyjny. A już dziś przejeżdża przez Slussen 26 000 rowerzystów dziennie,
a ma być ich wkrótce 53 000. Wyodrębnienie dróg dla rowerów z chodników jest
więc kluczowe, rower ma być przecież środkiem transportu, a nie tylko
narzędziem rekreacji. Unikanie przeplatania pasów rowerowych i autobusowych to
podstawowa zasada bezpieczeństwa przy tak wielkim ruchu rowerowym i autobusowym
(dziś 60 000 pasażerów na dobę, w 2030 roku 100 000).
Od kilku tygodni przygląda się więc Królik coraz uważniej
detalom tej infrastruktury. Niewątpliwie w przeważającej większości jest ona lepsza
niż większość czegokolwiek, co kiedykolwiek zbudowano w Warszawie, a przede
wszystkim umożliwia dostanie się rowerem praktycznie wszędzie. Są niewielkie
odcinki ulic, na których nie ma w ogóle żadnej wyznaczonej drogi dla rowerów,
częściej zdarzają się sytuacje, gdzie z powodu robót, rower musi zjechać na
jezdnię. Ale jest kilka ale…
 |
Źle ustawione stojaki rowerowe powodują, że zaparkowane rowery
wystają na ścieżkę. Plus inne elementy uliczne w skrajni drogi dla rowerów
|
Pierwsze ale. Sztokholm jest bardzo usamochodowionym miastem.
Udogodnienia dla samochodów, też z powodu trudnego położenia miasta, są
widoczne na każdym kroku – wiadukty, tunele, mosty. Rowery są często
przeprowadzane pod spodem, bokiem, objazdem. Wygodnym, ale jednak mniej
bezpośrednim niż samochody, rowery pokonywać muszą dłuższą drogę i różnice
wysokości.
 |
Zapchane drogi tylko dla samochodów. Wciąż nieoczyszczone po
zimie drogi dla rowerów. Swoją drogą użycie takiego żwirku jest znacznie
przyjaźniejsze dla rowerów niż warszawskie sypanie piaskiem z solą
|
Drugie ale. Dobra infrastruktura sprawdza się, gdy testowana
jest pod naporem wzmożonego ruchu. Gdy jedzie się samemu słaba widoczność przy
wyjeździe z przejazdu pod ulicą nie jest wielkim problemem, ani zakręt o 90
stopni, który ścina się by nie wyhamowywać prawie do zera, ani wąskie ścieżki.
To wszystkie drobnostki nie przeszkadzają, gdy ruch jest znikomy. Jednak gdy
rowerzystów przybywa, faktycznie robi się nieprzyjemnie i miejscami
niebezpiecznie. Na przykład, gdy nie ma jak wyprzedzać na drodze dla rowerów,
szybsi rowerzyści zjeżdżają na jezdnię. Jeżeli celem jest promowanie ruchu
rowerowego, to trzeba przewidzieć, że będzie on coraz większy i że coraz to
inne osoby będą wybierać ten środek transportu – też osoby poruszające się
wolniej i mniej sprawne.
 |
Zakręt pod kątem prostym (jeden z kilku) na jednej z głównych
dwukierunkowych tras przez stare miasto. Słaba widoczność i wjeżdżanie na
przeciwległy pas powodują niebezpieczne sytuacje
|
Trzecie ale. Nie da się uniknąć kontaktu rowerzystów i kierowców
samochodów. Królik na swoich trasach zbyt często z samochodami się nie
krzyżuje. Ale wszędzie, gdzie do tego kontaktu dochodzi, jest niemiło i
niebezpiecznie. Znów jak w Warszawie. Niestety nie ma Królik zbyt dobrego
zdania o tutejszych kierowcach, chyba są tacy, jak wszędzie. Przeskakują przez
jasnoczerwone światło, wjeżdżają na pas rowerowy skręcając w prawo, wyprzedzają
nie zachowując bezpiecznej odległości. Jedyne co robią tu chyba naprawdę
rzadko, to trąbią na rowerzystów i pieszych, czy straszą dodając gazu.
 |
Rynsztok przecinający drogę dla rowerów. Widać też wyprowadzenie
drogi na jezdnię w obrębie skrzyżowania
|
Przykłady holenderskie też pokazują, że najlepiej sprawdzają się
wydzielone drogi dla rowerów wiodące zupełnie niezależnie od ulic
samochodowych. W niewielkich miastach holenderskich jest to możliwe do
przeprowadzenia – droga rowerowa przez park, wzdłuż rzeki czy kanału, przez
osiedle z odseparowanym ruchem.
Słusznie wiele osób domaga się ostatnio w Warszawie pasów
rowerowych, które uspokajałyby ruch na całej ulicy, zamiast „ścieżek”. Ale
krzyżowanie się z ruchem samochodowym jest nieuniknione, choćby trudne do
rozwiązania przeplatanie się z przystankami autobusowymi. Te warszawskie
postulaty to zdaniem Królika raczej pokłosie tego, jak źle projektowane są
odseparowane drogi dla rowerów w Warszawie i jak niebezpiecznie wykonane są ich
skrzyżowania z ruchem samochodowym.
Widzi Królik na przykładzie Sztokholmu wyraźnie, że trzeba
myśleć przyszłościowo i opłaca się projektować dobrą, bardzo dobrą
infrastrukturę rowerową.