Nowy film szwedzkiego reżysera filmów dokumentalnych z zacięciem
śledczym tym razem jest o rowerach. Tego nie mógł Królik odpuścić. I wybrał się
do kina zaraz po szwedzkiej premierze i pokazie w parlamencie zorganizowanym
przez Miljöpartiet, czyli zielonych.
W wywiadach reżyser, Fredrik Gertten, podkreśla, że nie jest to
film o wzajemnych animozjach kierowców i rowerzystów. Raczej o tym, jak przemysł
samochodowy zdominował planowanie miast, po których już dziś nie sposób się już
poruszać, a będzie jeszcze gorzej, szczególnie w krajach rozwijających się.
Odpowiedzią na pogarszającą się jakość życia jest transport rowerowy.
![]() |
BIKES vs CARS Title image 1. Design: Rebeca Mendes
|
Głównymi bohaterami filmu jest dwoje rowerowych społeczników
Aline Cavalcante z São Paulo i Dan Koeppel z Los Angeles.
Największemu miastu Brazylii poświęcone jest najwięcej uwagi. To
metropolia z dwudziestoma milionami mieszkańców i siedmioma milionami
samochodów. Do niedawna też metropolia praktycznie bez infrastruktury
rowerowej, gdzie średnio jeden rowerzysta ginął na drogach co tydzień. Obrazy
garstki aktywistów malujących upamiętniające zmarłych kolegów znaki na
asfalcie, protestujących przed ratuszem lub instalującym białe ghost bike’i,
gdy na drugim planie przejeżdża laweta z nowymi autkami, są naprawdę
przejmujące. Bo Brazylijczycy nie zaspokoili jeszcze swoich samochodowych
aspiracji, co w filmie pokazane jest na przykładzie entuzjazmu wchodzącego na
brazylijski rynek chińskiego producenta JACów, który planuje tam produkować 100
000 samochodów rocznie.
Los Angeles jest najbardziej jaskrawym przykładem amerykańskiej
zależności od samochodów. Ale nie zawsze tak było. Dan Koeppel zabiera reżysera
na poszukiwania śladów rowerostrady sprzed stu lat. Bo „bike craze” z końca 19
wieku, gdy wynaleziono prawdziwy, bezpieczny „rover” nie ominął Los Angeles i przyczynił
się między innymi do budowy drewnianej o niewielkim nachyleniu,
dziesięciokilometrowej, płatnej rowerostrady. W Los Angeles rozwijano także
sieć transportu szynowego.
Do czasu. Wyrywanie szyn tramwajowych, złomowanie setek wagonów
to chyba jedne z najsmutniejszych zdjęć w filmie. Gertten przypomina
zaangażowanie General Motors w przejęcie i doprowadzenie do upadku spółek transportu
zbiorowego w Los Angeles. Te obrazki mają jednak dość jednostronny wydźwięk.
Nie wspomniano o tym, że kolej i tramwaje też przyczyniły się do suburbanizacji
(te same spółki realizowały transport i budowały domy na taniej podmiejskiej
ziemi), że wielki kryzys przyczynił się do podupadania spółek tramwajowych, a
także legislacja, która w okresie kryzysu nie pozwoliła na podniesienie cen
biletów, rozdzieliła spółki sprzedające energię i przewoźników tramwajów, przez
co ich koszty zakupu energii wzrosły, że budowa autostrad była finansowana z
podatków, i wreszcie że zmieniły się preferencje mieszkańców. Niezależnie od
przyczyn, film podaje, że obecnie 70% powierzchni Los Angeles jest przeznaczona
na cele komunikacyjne i parkingowe.
Jeszcze bardziej zatrważający jest przykład Roba Forda,
burmistrza Toronto w latach 2010-2014, który wsławił się (oprócz licznych afer,
gdy prowadził pod wpływem) skandalicznymi wypowiedziami przeciwko rowerzystom i
infrastrukturze rowerowej. Wygrał wybory głosami mieszkańców przedmieść, między
innymi obietnicą zniesienia opłaty rejestracyjnej, 60 dolarów rocznie za każdy
z miliona samochodów w Toronto, tyle straciła też kasa miejska. Ford
doprowadził do usunięcia, wyznaczonych parę lat wcześniej pasów rowerowych z Jarvis
street, by przywrócić dodatkowy pas dla samochodów.
W Bikes vs Cars jest jednak także sporo humoru. Oto widzimy
konferencje prasowe polityków Los Angeles ostrzegających mieszkańców przed Carmaggedonem, totalnym chaosem, do którego
miało dojść w wyniku zamknięcia na weekend do remontu 10 mil autostrady 405.
Zapowiadana katastrofa nie nastąpiła. Ludzie zostali w domach, nie jechali do
sklepów na drugą część miasta, skorzystali z transportu zbiorowego.
![]() |
Slussen. Komunikacyjny koszmar Sztokholmu
|
No i wreszcie wpleciony w te smutne i przerażające historie jest
obrazek z Kopenhagi. Sytuacja tam pokazana jest z dużą dozą ironii, z
perspektywy taksówkarza. Widzimy jak Ivan Naurholm przez okno kawiarni z ponurą
miną ogląda przejeżdżających rowerzystów. A potem wsiadamy z nim do auta i
powolutku, powolutku, przepuszczając hordy rowerzystów jedziemy. A taksówkarz
opowiada: I don’t hate bike riders as such. I even know some of them. Mają tu
wszystkie udogodnienia, są wszędzie, nawet zieloną falę świateł mają. Wszyscy
tu jeżdżą. O, tu jedzie jakaś pani, starsza i do tego niepełnosprawna. Toczymy
się dalej kopenhaską taksówką. Jeżeli chcę zostać w tym biznesie, muszę uważać.
I learned to let them go. Podsumowuje kierowca.
Film kończy się optymistycznym obrazkiem wytyczania pasów rowerowych
w São Paulo. Nowy burmistrz wysłuchał postulatów rowerzystów. Z dnia
na dzień zlikwidował 40 000 miejsc parkingowych, by wytyczyć infrastrukturę
rowerową.
Publiczność w maleńkiej salce sztokholmskiego kina studyjnego
reagowała dość żywo. W szczególności na historie zabicia rowerzystów w São Paulo, czy
wypowiedzi Roba Forda z Toronto. Śmiali się z bezsilnej wściekłości
kopenhaskiego taksówkarza. Ale ten seans nie był opanowany przez rowerowych
freaków i Królik był chyba jedyną osobą, która przyjechała na rowerze (w każdym
razie zaparkowała rower przed kinem). Na ile ten film przekonuje lub mobilizuje
już przekonanych, a na ile jest w stanie zmienić nawyki pozostałych? Na ile
Królika skłoniłby do zmiany film o wojnie, głodzie, czy chorobach?
![]() |
Rowerowa zima w Sztokholmie
|
O rowerowaniu w Sztokholmie Królik trochę już pisał i jeszcze
napisze. W porównaniu z Warszawą i wieloma innymi miastami jest dobrze, ale
jeszcze nie jest idealnie przecież. Sztokholm przede wszystkim ma bardzo
odseparowany ruch. Między innymi tak dobrze jeździ się na rowerze, że stosunkowo
rzadko krzyżuje się z ruchem samochodowym (a jak już się krzyżuje, to niestety
zachowanie kierowców pozostawia wiele do życzenia). Sztokholm ma mnóstwo
estakad, tuneli, dróg samochodowych bez chodników, pasów dla rowerów, przejść
dla pieszych. I, mimo świetnie działającej sieci metra i autobusów,
szczątkowego tramwaju, mimo drogiego parkowania i płatnego wjazdu do miasta, są
one w godzinach szczytu zapchane są autami.
Bardzo by było fajnie, gdyby ten film pokazywano też w Polsce. Bo
w polityce bardzo łatwo, jak pokazuje przykład z Toronto, grać na emocjach
sfrustrowanych kierowców. Samochody (i przemysł naftowy) to niesamowity biznes,
gigantyczne pieniądze na reklamę i lobbying. A co za tym idzie, możliwość
wpływania na planowanie miast dla samochodów, a nie dla ludzi.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz