Sztokholm, zdaniem Królika, zasługuje na miano stolicy roweru niemalże na równi z Amsterdamem i Kopenhagą.
Królik był dłużej w Sztokholmie rok temu i
splotem jakichś przedziwnych okoliczności w ogóle wtedy nie dwukółkował.
Poruszał się Królik komunikacją zbiorową i na piechotę. Wrażenie sprzed roku
było takie, że Sztokholm jest miastem dużym, szalenie rozproszonym, z dużymi
różnicami wysokości, a zatem raczej niesprzyjającym rowerzystom; że Sztokholm
jest samochodocentryczny (autostrady, drogi, tunele, wiadukty przechodzą przez
centrum miasta); i że ma dobrze rozwiniętą (choć okrutnie wolną) komunikację miejską.
Tym razem Królik miał okazję pojeździć na
pożyczonym górsko-trekkingowym rowerze i choć trudno przez kilka dni poznać
sposób urowerowienia miasta, to pierwsze wrażenia Królika są niezwykle
optymistyczne. Sztokholm jednak nie jest łatwym miastem do poruszania się na
rowerze. Każda praktycznie podróż wymaga przekroczenia kilku mostów, często
wysokowodnych. Ale tak, jak przez miasto da się przejechać autem czymś w
rodzaju autostrady, tak i rowerem jeździ się pomiędzy dzielnicami rowerowymi
ścieżkami szybkiego ruchu. Prowadzą one skrajem wody, mostami, wzdłuż głównych
tras, są szerokie, o doskonałej nawierzchni, dwukierunkowe, z osobnymi kładkami.
Jeżeli tylko pozna się te przejazdy, zorientuje w nazwach dzielnic, odległości okazują
się nie takie straszne. W śródmieściu więcej jest pasów rowerowych na jezdni,
czasem wspinających się na poziom chodnika, ale od niego oddzielonych, często z
osobnymi pasami do skrętu, własnymi światłami. Wewnątrz osiedli i na wielu
śródmiejskich ulicach pasów nie ma, jedzie się po prostu jezdnią.
![]() |
Pas rowerowy na jezdni przechodzi płynnie w
ścieżkę wzdłuż chodnika lub jezdni
|
Na niemalże
dwieście kilometrów przejechanych ostatnio po Sztokholmie, Królikowi zdarzyła
się jedna nieprzyjemna (choć nie niebezpieczna) sytuacja, gdy samochód zajechał
Królikowi drogę skręcając w prawo. Coś, co w Warszawie zdarza się niemalże na
każdym skrzyżowaniu i czego nie uznaje się nawet za nieprzyjemne. Są więc w
Sztokholmie ścieżki, pasy, kładki, drogowskazy, jest rower miejski i w takie
letnie dni rowerzystów na ulicach jest mnóstwo. Jeżdżą na wszelkiego typu
dwukółkach – szosowych (kolarstwo w Szwecji jest bardzo popularne), górskich,
miejskich, często jeżdżą w kaskach i bardziej sportowym ubraniu.
![]() |
Uliczna stacja z pompką i narzędziami. Stary
most na Lidingö, obecnie pieszo-rowerowy,
niebawem przywrócony zostanie tramwaj
|
Cóż z tego, jeżeli według pomiarów, w stolicy
Szwecji tylko około 8% codziennych podróży odbywa się rowerem. Dla Sztokholmu,
który aspiruje do hasła promującego go jako stolicę Skandynawii, taka przepaść
w stosunku do rowerowo przodującej Kopenhagi jest nie do przyjęcia. Ale tak jak
gdzie indziej: kierowcy narzekają na rowerzystów, bo nie przestrzegają
przepisów; rowerzyści narzekają na kierowców jadących zbyt szybko i nieuważnie
oraz na polityków nie inwestujących wystarczająco dużo w bezpieczną
infrastrukturę rowerową. Sztokholm ma oczywiście dwukółkowe komunikacyjne wady,
począwszy od koszmarnego komunikacyjnego węzła gordyjskiego na Slussen, a
skończywszy na tym, że brakuje stojaków na rowery, a rowery miejskie dostępne
są tylko przez sześć miesięcy w roku i do tego są szalenie pokraczne z malutkim
przednim kołem.
![]() |
Komunikacyjny koszmar Slussen
|
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz