Królik zawitał do
raju. Wszędzie woda. Woda wszędzie. Morska, jeziorna, mokra, niebieska, głęboka,
czysta. I wszędzie można pływać. Sto metrów od mieszkania pomost, z którego
skacze się od razu do cudownie czystego, chłodnego jeziora. Wychodzi się z domu
w klapkach, z ręcznikiem w ręku i po prostu wskakuje do wody. W tym miejscu
akurat daleko nie można wypływać, bo na jeziorze trwa zwykły ruch, ale można
wybrać się nad mniejsze jezioro, albo nad morze. Gdziekolwiek by się nie ruszyć
– wszędzie woda. Królicze pływowe szaleństwo więc zapanowało. Jeździł Królik na
rowerze od jednego kąpieliska do drugiego. I pływał, pływał, pływał.
![]() |
Woda, woda, woda i
pływanie, pływanie, pływanie wszędzie
|
Były też zawody
aquathlonowe. Drugie w króliczej karierze. Pływania Królik nie mógł się
doczekać, a o bieganiu wolał nie myśleć. W końcu wciąż króliczy przyczep
mięśnia prostego uda i naprężacz powięzi nie działają, a Królik przez ostatnie
miesiące praktycznie nie biegał. Skrócił więc tylko dystans tego biegania do
minimum (zawody były rozgrywane na trzech dystansach pływackich i trzech
biegowych, każdy uczestnik mógł złożyć z nich dowolną kombinację).
Pianka przyspiesza, pianka uciska, czyli pływanie
Pływanie odbywało
się w morzu i choć woda była ciepła, pewnie około 15 stopni, obowiązkowe były
pianki. Pływanie w piance, o ile w ogóle pływaniem coś takiego można nazwać, napawa
Królika niechęcią. Pianki sprawiają jednak, że doświadczenie pralki jest
znacznie łagodniejsze. Delikatny z natury Królik sam nie mógł uwierzyć, że w
tej pralce bez skrupułów chwytał jakieś neoprenowe części ciała i podciągał się
po nich do przodu. Obyło się na szczęście bez kopnięć w twarz i zgubionych
okularków. Dzięki temu pierwsze dwieście metrów pokonał Królik w raptem trzy
minuty, było to jednak dość męczące. Potem zrobiło się więcej miejsca i można
było złapać rytm. Cóż z tego, gdy Królik myślał głównie o tym, żeby już móc się
z tej pianki wydostać i zacząć normalnie poruszać łapkami i normalnie oddychać.
Stawka się rozciągnęła, ale w drugiej połowie dystansu Królik dogonił grupkę
zawodników, którzy płynęli obok siebie i wpasował się pomiędzy nich. Śmiesznie
tak było płynąć w czyimś rytmie i co szóste pociągnięcie spotykać czyjąś twarz
obok w wodzie. Niestety nie miał już jakoś siły Królik przyspieszyć w końcówce,
a może była to kwestia prądu morskiego, o którym niektórzy wspominali. W każdym
razie miał Królik wrażenie, że dał z siebie wszystko. Tempo 1:46/100m na (zmierzone
znacznie więcej niż) dwa kilometry nie zachwyca (szczególnie w piance), ale
jest do przyjęcia.
Ziemia wali się na Królika, czyli strefa zmian
Wygramolił się
Królik z wody i potruchtał do strefy zmian. Swoje stanowisko miał na tyle
blisko, że nie zdążył zdjąć górnej części pianki. Zabiera się więc Królik za to
wykaraskanie się z tego, co krępowało jego ruchy przez ostatnie kwadranse, a tu
ziemia wali się na niego, wszystko skręca w lewo, w lewo, w lewo. Podpiera się
Królik ręką, żeby ziemia go nie przygniotła, a na to ziemia skręca w prawo, w
prawo, w prawo. Królik wciąż ma obie nogi uwięzione w piance, ale gdy próbuje
podnieść jedną z nich, ziemia znów wali się na lewo, na lewo, na lewo. Królik w
jakimś niepojętym heroizmie, podpierając się wszystkimi czterema kończynami o
ziemię walczy, nie wiadomo po co, żeby na ziemi nie usiąść. Miotał się tak
Królik na czterech kończynach częściowo uwięziony w gumową piankę po strefie
zmian, aż w końcu udało się nie tylko ją zdjąć, ale też założyć skarpetki, buty
i inne elementy biegowe. Ziemia przestała nagle się kręcić (nie w ogóle na
szczęście, tylko przed króliczymi oczyma) i wyleciał Królik pełen obaw na trasę
biegową.
Utrzymać tempo i wyprzedzać, czyli bieg
Dystans biegowy
był raczej nikczemny, ale siedmiu kilometrów naraz nie przebiegł Królik od
kilku ładnych miesięcy, a noga bolała czasem nawet przy chodzeniu. Ale tu
wydawało się, że nie jest źle. Ku swemu zaskoczeniu udawało się Królikowi
naprzemienne przekładać jedną nogę przed drugą i tym sposobem poruszać się do
przodu. Żadnych założeń, co do tempa nie mógł Królik powziąć. Chciał po prostu
przebiec w jednym kawałku. Tylko że po pierwszym kilometrze był już Królik
mocno zmęczony, i to nawet nie z powodu nóg, ale ogólnie słabej kondycji przez
to długie niebieganie. A na trasie czekały jeszcze trzy niewielkie podbiegi. Z
racji tego, jak te zawody były zorganizowane, nie było w zasadzie bezpośredniej
rywalizacji. Każdy dystans pływowy miał inny kolor czepka, każdy dystans
biegowy inny kolor numeru startowego. Ale na ścieżce biegowej nie było już
rzecz jasna widać koloru czepka, a i zbliżając się do czyichś pleców na ogół
ciężko było dostrzec numer startowy. Stawka na tyle się zresztą rozciągnęła, że
Królik w zasadzie biegł sam, nie licząc normalnego ruchu rekreacyjnego w parku.
Ostatecznie dwóch zawodników Królika prześcignęło (ale jak się okazało z
dłuższego dystansu), jednego Królik zostawił z tyłu i zaczął zbliżać się do
dwóch kolejnych. Jednym z nich okazał się sąsiad ze strefy zmian, który w
sposób niezwykle nonszalancki (wśród całej reszty zawodników, którzy z
dokładnością co do milimetra ustawiali buty, składali ręczniki i numery
startowe) w ostatniej chwili po prostu rzucił tam buty i koszulkę. Zamienił z
nim więc parę słów i pognał dalej. Tempo trochę powyżej 5.00min/km udawało się
utrzymać, choć coraz większym wysiłkiem. Miał już Królik zupełnie dość tego
biegania, gdy na jakiś kilometr przed metą dostrzegł kolejnego zawodnika i
postanowił go dogonić. Była szansa, że jest to bezpośredni rywal (ten sam
dystans pływania i biegu), bo raczej niewielkie było prawdopodobieństwo, że ci,
którzy popłynęli szybciej niż Królik, będą dużo wolniej niż Królik biec. Królik
powtarzał sobie, że jeżeli porzyga się na mecie, to będzie dowód na to, że dał
z siebie wszystko. Nabrał więc ochoty do tego rzygania i przyspieszył
wyprzedzając na kilkadziesiąt metrów przed metą.
![]() |
Aquathlon. Pozorny chaos strefy zmian przed startem i faktyczny chaos odpoczynkowy czekania na dekorację
|
Meta, medal, kwiatek
Rzygania na mecie
nie było, ale Królik ma poczucie, że pobiegł na sto procent. Pływanie jest
mniej wymierne i porównywalne: dystans, prądy, fale, sposób startu i wyjścia z
wody bardzo wpływają na wynik. Dzięki rozciąganiu, wałkowaniu, chłodzeniu i tak
dalej, noga nie boli tak, jak po poprzednim aquathlonie, ani nawet po
treningowych biegach. Tylko zmiana outfitu po pływaniu okazała się katastrofą.
I to chyba nie z racji złej organizacji, czy szczególnego braku umiejętności,
ale z powodu totalnej utraty równowagi kinestetycznej na jakąś minutę. Ma
Królik wrażenie, że pływanie w piance wielce się do tego przyczyniło. Większa
wyporność powoduje większe kołysanie na wodzie, a sama pianka uciska
utrudniając krążenie. A może tylko próbuje Królik zracjonalizować swoją niechęć
do pływania w tym czymś.
Biorąc pod uwagę
ogólną beznadziejną formę biegową, Królik jest z zawodów zadowolony. Wynik
1h18min trudno w zasadzie do czegoś porównać, ale wygląda ładnie. A po zebraniu
wyników okazało się, że Królik był drugi na swojej kombinacji dystansów i
dostał piękny medal i kwiatek.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz