Trzy i pół tygodnia od CUTa. Z powrotem we
Flandrii. Królik prawie samodzielny. Sam, więc musi sobie radzić. Przytachanie
bagażu i cały proces podróży wcale nie był banalny.
Teraz zajmowanie się ranami, opuchnięciem,
bólem, strupami, bliznami spada już tylko na Królika. Teraz sam musi ogarnąć
dezynfekowanie, uciskanie, opatrunki, maści, plastry. Precyzyjne wycinanie,
smarowanie, odlepianie, przylepianie patrząc się tylko w lustro naprawdę nie
jest łatwe.
![]() |
To nie był prawdziwy śnieg tylko okropny slush |
Jeszcze w Warszawie zaczął Królik delikatnie
na siłowni, nogi rzecz jasna. Tutaj jest trenażer, a na zewnątrz ohydny śnieg z
deszczem, który na razie skutecznie zniechęca do czegokolwiek. Raptem jedna
sensowniejsza przejażdżka rowerowa do tej pory. Siłownia od jutra. Na bieganie
trzeba będzie jeszcze czekać tygodnie. Na pływanie – raczej miesiące.
Codziennie godzina bez kompresji i opatrunku.
Wolność. I trochę rozczarowanie, jak to wszystko wygląda. Obawa, czy to się w
ogóle dobrze zagoi, czy nie trzeba będzie ciąć znowu. Nie jest Królikowi łatwo
ze swoją głową. Ale może trochę łatwiej z ciałem, a przynajmniej – może BĘDZIE
łatwiej z ciałem.
![]() |
Spacer na Keizerberg |
![]() |
Rower wzdłuż Demer |