Mija dziesięć dni od CUTa. Królik wraca
do żywych. Ale powoli to idzie bardzo. I choć nie jest źle, nie można
powiedzieć, żeby się do końca udało. Być może konieczna będzie jakaś poprawka,
kolejny CUT. Albo paskudztwo zostanie do końca życia.
![]() |
Jeszcze w poCUTowej euforii (otumanieniu) |
Cały ten serial trwa już ponad pół roku
i mocno Królika eksploatuje. Najpierw było załatwianie. Na każdym etapie przeszkody.
Absurdalne, upokarzające, kosztowne. Bezsilność i rozpacz. Do tego jeszcze
Króliczy wyjazd. Załatwianie na odległość. Jeżdżenie w tę i we w tę. Strach, że
się nie uda, że coś się rypnie.
W końcu leki, leki, leki. W końcu
odliczanie już nie tygodni, już nie dni, tylko godzin, minut. Dlaczego to tyle
trwa? W końcu przypięli pasami do stołu operacyjnego. Ulga. Zrobił Królik
wszystko, co musiał zrobić, teraz już jest w rękach innych.
CUT CUT CUT CUT CUT CUT CUT CUT CUT CUT CUT CUT CUT CUT CUT CUT CUT
Rurka w nosie, ściskający ciśnieniomierz,
pulsometr, kroplówka z morfiny. Miażdżący ból, wyrzyg, kołek w gardle,
niewygoda, spuchnięcie. W domu rozsadzający ból głowy. Cztery dni w jakiejś
innej rzeczywistości. Niby w domu, ale bez spania, bo nie sposób się ułożyć. Z
jakimiś obcymi elementami w ciele, przebijającymi się w najdziwniejszych
miejscach. I jeszcze te leki, leki, leki.
![]() |
Pobiegałby Królik |
Piąta doba po CUTcie – usunięcie rurek.
Krok ku wolności. Powoli. Nabieranie samodzielności. Już Królik sam otworzył
lodówkę. Już sam założył buty. Sam wyszedł wyrzucić śmiecie. Siódma doba –
impreza dziękczynna. Ósma doba – wyprawa do kina. Dziewiąta doba – samodzielny spacer
po lesie. Dziewiąta doba – rowerek na siłowni.
![]() |
Sprzęt ratujący życie |
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz