Tydzień do startu w najważniejszych zawodach w życiu. Tymczasem w życiu tyle się dzieje, że Królik nie ogarnia ciała, pracy, domu, tego życia w ogóle.
 |
Biedne Jeziorko Czerniakowskie przed pływobiegowym treningiem w scenerii jak z katastrofy kosmicznej lub nuklearnej, jak kto woli |
Po zawodach na Isles of Scilly i tej nieszczęsnej kwalifikacji, po chwili odpoczynku, zrobił Królik solidne osiem tygodni trenowania po 14 godzin tygodniowo. Wyszło więc ponad 155km pływania, 364km biegu, ponad 1000km roweru i jeszcze jakieś tam inne bajery. Dużo, ale jakościowo marnie jak zwykle. Raptem dwa swimrunowe treningi nastawione na zmiany, choć nie zmiany będą kluczowe na mistrzostwach.
 |
Mazowieckie pole przed pływobiegowym treningiem |
I teraz trzytygodniowe spowolnienie, żeby sobie krzywdy (większej niż już jest) przed zawodami nie zrobić. Nagle tak trudno zebrać się do choćby półgodzinnego truchtu. Wszystko się tak rozmemłuje. A głowa pracuje i przerabia najgorsze scenariusze. I już wydaje się, że nic innego nie jest możliwe. Nie da rady kolano, albo achillesy, albo bark, albo kręgosłup, a może krew, raczej jelito, nerki lub wątroba; coś na pewno trzaśnie, może wszystko naraz.
Tydzień jeszcze w podróży. W pracy. W upale. W oczekiwaniu.
 |
Warszawska sceneria Króliczego załatwiania tysiąca spraw przed wyjazdem |